[ Pobierz całość w formacie PDF ]
." Przy bramie wiodÄ…cej na ulicÄ™ czekaÅ‚y na nich przygotowane wierzchowce; Bezimienny wskoczyÅ‚ na tego,którego mu podaÅ‚ stajenny. Nie ma narowów?  zapytaÅ‚ pokojowca don Abbondio, opuszczajÄ…c z powrotem na ziemiÄ™ stopÄ™, którÄ… już uniósÅ‚byÅ‚ do strzemienia. Niech siÄ™ wasza wielebność nie obawia; istne jagniÄ™.Don Abbondio uchwyciÅ‚ siÄ™ siodÅ‚a i z pomocÄ… pokojowca zdoÅ‚aÅ‚ siÄ™ jakoÅ› na nim umieÅ›cić.StojÄ…ca w odlegÅ‚oÅ›ci parukroków lektyka, niesiona przez dwa muÅ‚y, ruszyÅ‚a z miejsca na gÅ‚os poganiacza, a za niÄ… obaj jezdzcy.Droga ich wiodÅ‚a przez placyk przed koÅ›cioÅ‚em tak przepeÅ‚nionym tÅ‚umem wiernych, że wielu, zarówno miejscowych,jak przybyÅ‚ych z daleka, staÅ‚o na zewnÄ…trz, do Å›rodka nie mogÄ…c siÄ™ docisnąć.ZadziwiajÄ…ca nowina obiegÅ‚a jużzgromadzonych; toteż na widok kawalkaty, na widok tego czÅ‚owieka, który przed kilku zaledwie godzinami budziÅ‚powszechnÄ… trwogÄ™ i nienawiść, a teraz radosne zdumienie, z tÅ‚umu podniósÅ‚ siÄ™ szmer peÅ‚en podziwu.LudzierozstÄ™powali siÄ™ i wspinali na palce, chcÄ…c zobaczyć go z bliska.PrzeszÅ‚a lektyka, za niÄ… przejechaÅ‚ Bezimienny;mijajÄ…c otwarte drzwi koÅ›cioÅ‚a zdjÄ…Å‚ kapelusz i pochyliÅ‚ czoÅ‚o, dotychczas tak grozne, aż po grzywÄ™ muÅ‚a. Boże mu bÅ‚ogosÅ‚aw!  zaszemraÅ‚y setki gÅ‚osów dokoÅ‚a.Don Abbondio również uniósÅ‚ kapelusza i schyliÅ‚ gÅ‚owÄ™, polecajÄ…c siÄ™ opiece boskiej; ale sÅ‚yszÄ…c dolatujÄ…cy z koÅ›cioÅ‚auroczysty chór gÅ‚osów swoich kolegów nagle poczuÅ‚ takÄ… zazdrość, takÄ… gorycz, takie nad sobÄ… rozrzewnienie, że zwysiÅ‚kiem powstrzymywaÅ‚ napÅ‚ywajÄ…ce do oczu Å‚zy.Za wsiÄ…, w szczerym polu, na wyludnionej drodze myÅ›li jego spowiÅ‚a jeszcze czarniejsza zasÅ‚ona.Jedynymprzedmiotem, na którym wzrok jego mógÅ‚ spocząć z jakÄ… takÄ… ufnoÅ›ciÄ…, byÅ‚a lektyka i prowadzÄ…cy jÄ… czÅ‚owiek, któryjako należący do sÅ‚użby kardynaÅ‚a, musiaÅ‚ być chyba uczciwy, a przy tym nie wyglÄ…daÅ‚ na tchórzliwego.Od czasu doczasu spotykali ludzi ciÄ…gnÄ…cych pojedynczo lub gromadkami do wsi dla zobaczenia arcybiskupa.StanowiÅ‚o to dla don Abbondia pewnÄ… pociechÄ™, krótkotrwaÅ‚Ä… zresztÄ…, bo przecież jechaÅ‚ do tej straszliwej doliny, w której,wiedziaÅ‚, nie spotka już nikogo oprócz sÅ‚ug swego towarzysza.I jakich sÅ‚ug!Z każdÄ… chwilÄ… bardziej pragnÄ…Å‚ nawiÄ…zać z tym towarzyszem rozmowÄ™, zarówno celem wybadania jego zamiarów, jaki usposobienia go przychylnie; ale widzÄ…c go tak pogrążonego w myÅ›lach, nie miaÅ‚ odwagi siÄ™ odezwać.MusiaÅ‚ wiÄ™cpoprzestać na rozmowie ze sobÄ… jedynie.Nie powtórzymy tu wszystkiego, co biedaczysko wypowiedziaÅ‚ sobie wduchu w czasie tej jazdy, utworzyÅ‚oby to bowiem sarno przez siÄ™ sporÄ… książkÄ™.Ale oto część jego myÅ›li: Wielka to prawda, że zarówno Å›wiÄ™ci, jak zbóje majÄ… widać w sobie żywe srebro; nie dość im, że sami wciąż sÄ… wruchu, chcieliby wciÄ…gnąć w ten taniec caÅ‚y rodzaj ludzki.%7Å‚e też musieli trafić na mnie, który nikogo nie zaczepiam, iwciÄ…gać mnie za wÅ‚osy w swoje awantury! Mnie, który o nic wiÄ™cej nie proszÄ™, jeno by mi dali żyć w spokoju! TenzbrodzieÅ„ szalony, don Rodrigo! Czegóż mu brak do tego, żeby żyć sobie najszczęśliwiej w Å›wiecie, gdyby tylko miaÅ‚trochÄ™ rozsÄ…dku! Jest bogaty, mÅ‚ody, szanujÄ… go, schlebiajÄ… mu; a temu przykrzy siÄ™ spokojne życie, musi Å›ciÄ…gać biedyna siebie i innych.MógÅ‚by sobie żyć jak u Pana Boga za piecem, ale gdzie tam! Woli przeÅ›ladować kobiety.Najhaniebniejsze, najniegodziwsze, najbardziej szalone rzemiosÅ‚o na Å›wiecie.MógÅ‚by zajechać karetÄ… do raju, a wolikuÅ›tykać do piekÅ‚a na kulawych nogach! A ten!."Tu spojrzaÅ‚ spod oka na swego towarzysza, jakby siÄ™ baÅ‚, czy tamten nie sÅ‚yszaÅ‚ jego myÅ›li. Ten znów najpierw przewracaÅ‚ Å›wiat do góry nogami swym Å‚otrostwem, a teraz przewraca go swoim nawróceniem.jeżeli to w ogóle prawda.I wÅ‚aÅ›nie na mnie padÅ‚o, żebym siÄ™ o tym przekonaÅ‚! To szczyt wszystkiego! Jeżeli już ktoÅ›siÄ™ urodziÅ‚ z tym bzikiem, to nigdy nie bÄ™dzie z nim spokoju.Czy to tak trudno być poczciwym czÅ‚owiekiem przez caÅ‚eżycie, jak na przykÅ‚ad ja? Nie, panie! Musi siÄ™ rÄ…bać, zabijać, wÅ›ciekać.O, ja nieszczÄ™sny! A potem nowy zamÄ™t zpokutÄ… za grzechy.%7Å‚aÅ‚ować za grzechy, jeÅ›li siÄ™ tylko chce, można doskonale u siebie w domu, spokojnie, bez takiejpompy, nie robiÄ…c bliznim tyle zamieszania.A jego przewielebność już otwiera ramiona: «Drogi przyjacielu, przyjacielu drogi!» SÅ‚ucha wszystkiego, co tengada, jakby cuda czyniÅ‚ w jego oczach.I już gotów pakować siÄ™ w to wszystko z rÄ™kami i nogami, raz dwa, ani siÄ™obejrzy.ja nazwaÅ‚bym to zbytnim poÅ›piechem.I nie majÄ…c najmniejszego dowodu, żadnej porÄ™ki, dać mu w pazurybiednego proboszcza! To siÄ™ nazywa grać czÅ‚owiekiem w orÅ‚a i reszkÄ™.Taki Å›wiÄ™ty biskup jak on powinien by dbać oswoich proboszczów jak o zrenicÄ™ oka.TroszkÄ™ zastanowienia, troszkÄ™ rozwagi, troszkÄ™ miÅ‚osierdzia, myÅ›lÄ™, że i przyÅ›wiÄ™toÅ›ci nie zawadzi.A gdyby to wszystko byÅ‚o udane? Któż zdoÅ‚a przejrzeć wszystkie ludzkie zamysÅ‚y? I to ludzitakich jak ten? I pomyÅ›leć, że przyszÅ‚o mi udać siÄ™ z nim do jego domu! Może siÄ™ w tym kryć nie wiadomo jakiediabelstwo.O, ja nieszczÄ™sny! Lepiej już o tym nie myÅ›leć.Cóż to za historia z tÄ… LucjÄ…? Czy to zmowa z donRodrigiem? Co za ludzie! Ale to byÅ‚aby sprawa jasna.Tylko jakimże sposobem ten znowu dostaÅ‚ jÄ… w pazury? Któż towie? Wszystko to sekret miÄ™dzy nim a monsignorem [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl