[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Właśnie taką zawarliśmy umowę.Profesor poderwał się z miejsca ze zbielałą twarzą. Więc ona zachowa dżinna przy życiu? Oczywiście  odparł Max. Taka była umowa.Qualt uniósł głowę i zaczął nadsłuchiwać.Z wieżyczki dolatywały zmieszane głosy, ponad którymi górowało wycie panny Johnson,docierającej do finału jakiegoś długiego i skomplikowanego zaklęcia.Wstrząsające domem drżeniaprzybierały nieustannie na sile, a w powietrzu zdawała się coraz bardziej gęstnieć atmosfera zła. Oszukała nas wszystkich  wyszeptał Qualt. Nie ma najmniejszego zamiaru zajmować siętwoją twarzą, Greaves.Chciała tylko wykorzystać twoją wiedzę, księgi i magiczne przedmioty.Potrzebna jej była fotografia, aby nadać dżinnowi formę nadrzędną.Pragnie go uwolnić i posłużyćsię do& No tak, Bóg jeden wie.co ona chce z nim zrobić.Nagle z korytarza rozległ się głos Anny. Szybko! Szybko, profesorze! Coś się tam dzieje! 8We wnętrzu gotyckiej wieżyczki rozległy się grzmiące głosy.Ochrypłe, gardłowe i przesyconeokrucieństwem, były tak mocne, iż sprawiały wrażenie, jakby płynęły z dużego głośnika.Mówiły tymsamym dziwnym językiem, którym posługiwała się przed swoją śmiercią Marjorie Greaves.Brzmiało to jak grozny, groteskowy chór jęczących demonów.Po raz pierwszy zawładnął mną strachtak wielki, że nie mogłem ruszyć ręką czy nogą, ani nawet czegokolwiek powiedzieć. Otwórzcie drzwi  polecił Max Greaves, stojący tuż za naszymi plecami. Bez względu nawszystko musicie otworzyć te drzwi. Otworzyć je?  zaoponował Qualt. A co się stanie, jeśli dżinn wydobył się już z dzbana? Otwórzcie  powtórzył głucho Max. To jedyny sposób.Profesor popatrzył na mnie, przygryzając nerwowo wargi.Następnie podszedł do drzwi zwyciągniętymi przed siebie rękami, jakby , zamierzał wejść do pogrążonego w ciemnościach,nieznanego pokoju.Przezwyciężając obezwładniający strach, dołączyłem do niego i teraz obajstaliśmy tuż przed ścianą wieżyczki, próbując przekonać samych siebie, że starczy nam odwagi, bystawić czoło temu, co zastaniemy wewnątrz.Anna nie pozostawała w tyle.Choć blada, wyglądała nazdecydowaną.Kolejny raz zabrzmiała ze wzmożoną siłą głośna, gardłowa mowa, której wtórował piskliwygłos panny Johnson. Jedziemy  mruknął profesor Qualt i wzniósł nogę, szykując się do wyważenia drzwi.Nim zdążył wyprowadzić cios, rozległ się upiorny dzwięk tysiąca par szczękających nożyc, a wpowietrzu zafurkotało od mknących we wszystkie strony, ostrych niczym brzytwa noży.Zasłaniająctwarze dłońmi odskoczyliśmy z Qualtem w przeciwne strony.Stalowa zawierucha minęła nas izniknęła w mroku.Max rzucił się na podłogę, pociągając za sobą Annę. Co to było, u diabła?   wściekał się Qualt.Max uniósł zakapturzoną głowę. W Sudanie nazywają to burzą noży.Mała magiczna pułapka na nie znających się na rzeczy, towszystko.Bądzcie ostrożni, niespodzianek może być więcej.Pozbieraliśmy się wszyscy z podłogi i ponownie przyczailiśmy pod drzwiami. Gotowy?   zapytał profesor, zaglądając mi w oczy.Nie sądzę, aby ujrzał w nich coświęcej oprócz strachu.W odpowiedzi wyszczerzyłem zęby w mającym mu dodać otuchy grymasie.Qualt położył dłoń na klamce.Gwałtownym ruchem otworzył drzwi.Ustąpiły bez oporu, zapraszająco odsłaniając wejście.Przede wszystkim uderzyło w nas niesamowite gorąco.Wylewało się rozedrganymi falami przezotwarte drzwi, suche i piekące, jakby żywcem przeniesione z serca pustyni.Tylko raz doświadczyłemwcześniej czegoś podobnego, w Newadzie, gdzie w południe cień szuka schronienia pod twoimistopami.A jednak to nie żar napełnił nas przerażeniem.Osłaniając przed nim oczy, ujrzeliśmy pannęJohnson w srebrnej peruce i rdzawych szatach, stojącą pośrodku pokoju na szeroko rozstawionychnogach, ze wzniesionymi w górę ramionami.W dalszym ciągu wymachiwała szablą i dymiącąkadzielnicą, tak że w pomieszczeniu było gęsto od dymu.Dziwnie zniekształcone rysy twarzy, jakby podrywane ku górze przez silny podmuch cyklonu, nadawały jej wilczy wygląd.Na wprost niej znajdował się opieczętowany Dzban Dżinnów.Było to wysokie, sięgające mojejpiersi naczynie o ściankach utrzymanych w tonacji błękitu, bladej zieleni i delikatnego różu.Z jegoszyjki, na nieprawdopodobnie cienkiej łodydze, wyrastała głowa Maxa Greavesa, o twarzyzwróconej w kierunku panny Johnson.To właśnie ta głowa przemawiała do niej głębokimi,dudniącymi głosami  jej wargami wypowiadało się równocześnie ze dwadzieścia różnych istot. O Chryste  jęknął profesor.Tym razem, choć nadal pogrążona w głębokim, hipnotycznym transie, panna Johnson spostrzegłanaszą obecność [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl