[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głębi duszy wiedział, że nie ma ona nic wspólnego z szampanem. ROZDZIAA 21 SZCZZLIWY TRAFZasadniczo o wszystkim decydowały prawa fizyki.Zderzenie równych iprzeciwnych sił.Obiekt pozostający w ruchu próbuje pozostać w ruchu,niezależnie od tego, że ów ruch jest nietypowy, niepożądany lub po prostuirytujący.Siła równa się masa razy prędkość - tego rodzaju praw nie da sięzmienić.Z tego powodu Sean Parker, sześćdziesiąt siedem ociekających wodąkilogramów, nawet nie próbował zatrzymać wielkiej mahoniowej komody, którastoczyła się z trzaskiem po schodach werandy małego bungalowu.Stał nieruchomo, kręcąc tylko głową i obserwując, jak to cholerstwoprzewraca się na bok i ląduje z głuchym trzaskiem na trawniku obok podjazdu.Odczekał kilka sekund, na szczęście z wnętrza domu nie dobiegły żadnenarzekania.Jego dziewczyna najwyrazniej nic nie usłyszała, a więc jeśli uda musię wrzucić lekko uszkodzony mebel na tył zaparkowanego kilka metrów dalejbmw, ona nigdy się nie dowie o tym wypadku.Przykląkł na jedno kolano, chwycił od spodu komodę i spróbował jąporuszyć.Jego drogie włoskie buty zagłębiły się kilka centymetrów w trawie.Poczerwieniał na twarzy z wysiłku, poczuł lekki ucisk w płucach, odkaszlnął izrezygnował.Przyszło mu do głowy, by użyć inhalatora, ale ostatecznie uznał,że nie pomoże mu to w wykonaniu zadania.Prawdopodobnie będzie musiałschować do kieszeni swoją męską dumę i poprosić dziewczynę o pomoc.Nocował u niej przez ostatni semestr jej studiów na Stanfordzie, a teraz, kiedyprzeprowadzała się z powrotem do domu, uznał, że powinni mieć jakieśwspomnienie z czasu wspólnego mieszkania pod jednym dachem - nawet jeślimiałoby to być przetaszczenie pięćdziesięciokilogramowej komody przezkawałek trawnika.- Sean Parker? Głos dobiegał z nieokreślonego kierunku, wyrywając Seana z rozmyślańna temat komody.Podniósł wzrok, odwrócił się w stronę ulicy i zmrużył oczy -słońce świeciło mu teraz prosto w twarz.Znajdowali się w spokojnej dzielnicyPalo Alto, miejscowości, w której mieszkała rodzina jego dziewczyny.Kiedy jego wzrok dostosował się do nowego oświetlenia, dostrzegłczterech chłopaków zmierzających w jego kierunku.Nieczęsto widywało sięmłodych ludzi w tej sennej dzielnicy, która z pewnością nie mogła uchodzić zanajmodniejszą część przedmieść.Był to po prostu sympatyczny labirynt uliczeki ciągnących się wzdłuż nich niskich domów z basenami i wypielęgnowanymitrawnikami.Tu i ówdzie rosła jakaś stara palma.Sean oceniał, że statystycznymieszkaniec musiał być co naj mniej trzydzieści lat starszy od tych chłopaków.Ich stroje, bluzy sportowe, dżinsy i (u jednego z nich) szary polar z kapturemwskazywały, że byli studentami.W pierwszej chwili wydawali się Seanowi zupełnie obcy, jednak kiedypodeszli bliżej, zdał sobie sprawę, że jednego z nich skądś zna.- Cóż za niezwykły zbieg okoliczności - mruknął pod nosem, gdy tylkoprzypomniał sobie nazwisko chłopaka.Mark Zuckerberg wydawał się równie zaskoczony, choć trudno byłocokolwiek wyczytać z jego twarzy.Szybko przedstawił pozostałą trójkę jakoswoich współlokatorów i wyjaśnił, że od niedawna mieszkają w okolicy.Markwskazał nawet palcem na dom stojący kilkadziesiąt metrów od mieszkaniadziewczyny Seana.Ten z kolei nie wierzył w przypadkowe spotkania.Przeznaczenie, los - nazwijcie to sobie, jak chcecie.Czasami miał poczucie, żejego całe życie jest serią takich zdarzeń.Tyle się wcześniej namęczył, aby odszukać Marka Zuckerberga wNowym Jorku, a teraz ten mały geniusz wpadł mu prosto w ręce.Od czasuspotkania w restauracji 66 wymienili kilka emaili, próbując umówić się nakolejne.Zaledwie kilka tygodni wcześniej mieli się nawet zobaczyć w LasVegas przy okazji jakiejś imprezy poświęconej nowoczesnym technologiom, ale nic z tego nie wyszło.Wszystko jednak ułożyło się znacznie lepiej.Znacznielepiej.Kiedy Sean wyjaśnił, że pomaga swojej dziewczynie przeprowadzić się zpowrotem do rodziców oraz że może jeszcze u niej pomieszkać przez kilkanajbliższych dni, natomiast pózniej będzie musiał sobie znalezć nowe lokum,zobaczył, że Markowi zaświeciły się oczy.Chłopak przybył do DolinyKrzemowej, ponieważ uznał ją za najwłaściwsze miejsce do rozwinięciadziałalności.Czy mogło mu się zatem przydarzyć coś lepszego niż przypadkowespotkanie z twórcą dwóch najgłośniejszych firm w historii miasta? Mark niezłożył mu żadnej oficjalnej propozycji, ale Sean był pewien, że jeżeli tylkobędzie zainteresowany - a wiedział, że będzie - może na nią liczyć.Chciał się zaangażować w thefacebooka od chwili, gdy po raz pierwszygo zobaczył.Teraz zrozumiał, że ma spore szanse zamieszkać w jednym domu zczłowiekiem, który go stworzył.To się dopiero nazywa zaangażowanie.***Chłopak sunął w powietrzu niczym Piotruś Pan z jakiejś dziwacznejszkolnej produkcji; nie miał na sobie co prawda uprzęży i nie wisiał na linkach,ale trzymał się kurczowo prowizorycznej tyrolki rozpiętej między kominem nadachu budynku a słupem telefonicznym po drugiej stronie basenu.Wrzeszczał,niemniej Sean podejrzewał, że jest bardziej pijany niż przerażony.Mimo tozdołał puścić linę w odpowiednim momencie, wykonać fikołka w powietrzu iwpaść dokładnie w środek basenu.Woda rozprysła się na wszystkie strony,zalewając stojący obok basenu grill oraz drewniany taras znajdujący się z tyłudomu na La Jennifer Way - spokojnej podmiejskiej uliczce odległej o zaledwie kilka mil od centrum Palo Alto.Sean był ogromnie zadowolony z nowego miejsca zamieszkania - dombył piękny, na dodatek, choć Mark i jego kumple niewiele wcześniej się doniego wprowadzili, panowała w nim już ta cudowna atmosfera zażyłości typowadla akademików [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl