[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– No co?! Ja się nie naśmiewam, tylko cię podziwiam! Że oni nie dali rady, a ty dałeś…– Ucałuj ode mnie jego złamaną nogę.I co? Jak sobie poradzili?– Najpierw chcieli rzucić mu linę, ale nikt nie miał nic wystarczająco długiego i mocnego,a on leżał i krzyczał z bólu, więc żeby nie tracić czasu na szukanie sznurka, utworzyli łańcuchratunkowy.Taki, wiesz, że każdy się kładzie i jeden drugiego trzyma za rękę… I jakoś gowywlekli z powrotem na ulicę.Na suche, znaczy…– Zlituj się! Przecież to lepsze od „szanownej pani Cebuli”! – Wika starała się zdusićśmiech.– Wiesz co? Mam wrażenie, że szanowny pan Bóg wsadził mnie dzisiaj na psychicznyroller coaster…– Kto to jest pani Cebula? I co ma do tego roller coaster?– Nieważne! Mów dalej.Sąsiedzi wywlekli Kamila na suche i zawieźli do szpitala?– No.Oni zawieźli, a ja go stamtąd zabrałam.Jak wyszłam od notariusza, to zobaczyłam,że mam milion nieodebranych połączeń – relacjonowała Anka zbolałym głosem.– Od razuczułam, że stało się coś złego i mało na zawał nie padłam ze strachu, kiedy oddzwaniałam.A tusię okazuje, że tylko nogę złamał! W zasadzie to nawet nie złamał.Kość mu pękła… No wiem,kochanie, wiem.Pęknięcie boli tak samo jak otwarte złamanie w trzech miejscach alboi bardziej… Szczególnie że ty masz podwyższony próg wrażliwości.Jeszcze nigdy nie słyszałam,żebyś się zwyczajnie skaleczył.Nawet przy obieraniu marchewki rozcinasz sobie palec„do kości” albo „do mięsa”.Innej opcji nie ma.Ale za to, między innymi, cię kocham… Noi słuchaj dalej! – zwróciła się ponownie do Wiktorii.– Pojechałam do tego szpitala, wchodzęi widzę, że wszyscy patrzą na mnie jakimś dziwnym wzrokiem.Bo oczywiście mój Kamiś nieomieszkał opowiedzieć, co go spotkało, i cały personel, od rentgena po gipsownię, próbowałrozwiązać zagadkę oblodzonych chodników.I nikt nie potrafił.Pewnie do dzisiaj uważaliby, żeto sprawka tych samych zielonych ludków, które robią kręgi w zbożu, jak lądują statkamikosmicznymi, gdybym po wyjściu od notariusza nie zadzwoniła i nie powiedziała, że to tylko jaodśnieżałam wodą… – Krzyki Kamila po raz kolejny przerwały opowiadanie Anki.– No dobrze!Powiem jej, jaka była reakcja lekarzy… Nie wstydzę się! Wstydzić to się powinni ci od pogodyw telewizji.To przez nich… Kochanie! Jeśli jeszcze raz zaczniesz mi tłumaczyć różnicę międzytemperaturą powietrza i temperaturą przygruntową, przysięgam, że popełnię samobójstwo, walącgłową o twój gips!!! Okej… Niech ci będzie… Popełnię samobójstwo, dopiero jak zdejmą cigips…– Jaka była reakcja lekarzy?! – Łzy śmiechu zamarzały na policzkach Wiktorii niczymwoda na chodnikach pod domem Anki.– Podobno musieli od nowa robić zaprawę gipsową, bo zanim ochłonęli, to ta pierwszastężała.A chirurg zadzwonił na rentgena i podał rozwiązanie zagadki.Też im ponoć było bardzowesoło.No i pielęgniarki w okamgnieniu wszystko rozpaplały, więc nic dziwnego, że kiedydo tego szpitala przyjechałam, to wszyscy patrzyli na mnie jak na morderczynię kretynkę…– Nigdy już nie włączę telewizora! – zadeklarowała Wika.– A Kamil? Jak się trzyma potym wszystkim?– On bardzo dobrze, ale ja ledwo.I właśnie chciałabym wrócić do meritum… Słuchaj!Oszaleję z nim za chwilę! Mój mąż czuje się upokorzony, porzucony, niechciany i sama niewiem, co jeszcze.Leży i stęka, celebrując swój gips jak częstochowskie wota.Oczywiścieobwinia o wszystko mnie, bo do głowy mu nie przyjdzie, że powinien był odśnieżyć naszechodniki przed wyjściem do pracy!– Po raz kolejny cię błagam.Nie rozśmieszaj mnie!– Ja cię wcale nie chcę rozśmieszyć – prychnęła Anka.– Ja cię o pomoc błagam! Mampoumawianych klientów, notariuszy, banki… A ten jojczy! Błagam!!! Wprowadź się do nasdzisiaj! Przy swoim trybie pracy zapewnisz mu godziwą opiekę.Poza tym potrafisz obchodzićsię z małymi dziećmi, a on przypomina teraz rozkapryszonego siedmiolatka.Nie miałam pojęcia,że zwykły gips tak lat odejmuje! Może zeskrobię mu trochę z nogi i sobie pod oczy położę? Będęmiała powieki siedmiolatki! Uważam, że to jeszcze lepsze odkrycie niż odśnieżanie wodą.– Nie, nie… To nie jest dobry pomysł… – Wiktoria zaczynała się wahać, ale rozsądekpodpowiadał jej, że Anka ma już wystarczająco dużo problemów i nie potrzebuje kolejnegow postaci Wiktorii.– Mam na myśli moją przeprowadzkę do was.Chociaż zagipsowanie sobieoczu też niczego sobie… – parsknęła.– A ja uważam, że twoja przeprowadzka to cudowne rozwiązanie! – entuzjazmowała sięAnka.– Ty zajmiesz się Kamilem, a ja w zamian za to znajdę ci mieszkanie.Postaram się jaknigdy.Przysięgam! Na spokojnie razem czegoś poszukamy.Nie możesz przecież kupować chatyw desperacji.Trzeba pochodzić, pooglądać… Będziesz miała czas do namysłu, bo jemu ten gipsdopiero za sześć tygodni ściągną.– Przestań.Twój mąż potrzebuje spokoju, a nie dwóch jazgoczących bab.– To ja ci go dam do telefonu.I tak wciąż się wtrąca i przerywa.Proszę, kochanie,porozmawiaj z Wiktorią…– Wika? – Kamil brzmiał, jakby złamał wszystkie dwieście sześć kości.– Już wiesz, żeżona chciała mnie zabić? I że jestem pośmiewiskiem całej dzielnicy i całego szpitala?– Tak.Już wiem.– Wiktoria od kilku minut nie przestawała serdecznie się śmiać.– Dobrze się czujesz? Bardzo cię boli noga?– Bardziej boli mnie to, że nie chcesz się do nas wprowadzić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl