[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Rozumiesz ludzi.- Nieprawda.- A ja myślę, że tak.- Nie.Ciebie nie rozumiem.- Hm.- Udawał, że zastanawia się nad czymś, gdy wspinali się na wzgórzeprzy przędzalni.- To chyba mamy problem.Przecież jesteśmy małżeństwemi jesteśmy ze sobą związani.Aączy nas intymna więz.- Cii.- Kochamy się w każdy możliwy sposób, a ja nadal nie wiem o czym myślisz.- Objął ją wpół i odwrócił twarzą do siebie.Zacisnęła szczęki.- Dlaczego cię to interesuje?- Ponieważ jesteś moją żoną.Ożeniłem się z tobą, ponieważ.- Ponieważ pastor i twój brat przyłapali nas w niestosownej sytuacji.- Nie! Przyłapali nas, ponieważ pociąga mnie twoje ciało i dusza.Odsunęła się od niego.- To miłe. - Nie musiałem się z tobą żenić.- Musiałeś.- Poprawiła czepek i zawiązała tasiemki.- Sam to powiedziałeś.Powiedział, ale wcale tak nie myślał.- Jestem.byłem bratem księcia.Niemusiałem robić niczego, czego bym nie chciał.Sylvan roześmiała się.- Och, Rand.- Zatrzymała się i ujęła jego twarz wdłonie.- Naprawdę w to wierzysz? Czy nie wiesz, że musiałbyś być innym czło-wiekiem z inną rodziną, żeby porzucić mnie przy ołtarzu? Tylko drań porzuciłbykobietę w takiej sytuacji, a ty nie jesteś draniem.- Pochlebiasz mi takimi komplementami.Zignorowała jego uwagę.-Wyobrażasz sobie, co powiedziałaby twoja matka, gdybyś odmówiłpoślubienia mnie? Albo twój brat? A nawet ciotka Adela?- No tak, byliby zli.- Było to niedopowiedzenie i ona doskonale o tymwiedziała.- Ale naprawdę mogłem odmówić.- Inny mężczyzna by odmówił.Może James odmówiłby.Ale nie ty, Rand.-Poklepała go po policzkach.- Nie ty.- Znowu ruszyła.- Dlaczego mówiszmi o przędzalni?Nie tak to zaplanował.- Chciałem poradzić się kogoś w sprawie przędzalni.Niestety, ten ktoś chroni się i nie pozwala nikomu zbliżyć się do siebie.- Nie możesz tego wiedzieć! - Ale nie spojrzała na niego, dopóki nie stanęli naszczycie wzgórza.Zatrzymała się i poczekała na Randa.Uporczywie wpatrywała się w czubki swoich butów, zamykając się wochronnej skorupie.Nie miał pojęcia, czy udało mu się coś osiągnąć.Wnapięciu czekał, żeby powiedziała coś, co sprawi, że wszystko będzie wporządku, ale kiedy się nie odezwała, zsunął jej czepek z głowy.Chciał tylkozobaczyć jej twarz, poznać jej myśli.Pogładził jej potargane wiatrem włosy.Teraz wyglądała jak Sylvan, którą poznał, i pragnął ją pocałować.I oczywiście mógł.Pewnie zareagowałaby, a może nawet pociągnęła go naziemię i sprawiła, że zapomniałby o tym, że chciał odkryć powód jej smutku.Nie uświadamiał sobie tego dotychczas, ale kochał się z nią, wierząc, że w ten sposób musi się przed nim odsłonić.Tymczasem ona kochała się z nim i w tensposób się przed nim skrywała.Może matka miała rację.Może Sylvan potrzebowała czegoś więcej niżzjednoczenie ciał w łóżku.Może potrzebowała słów, prawdziwych słów, któreprzekonałyby ją o jego oddaniu.Gdyby tylko je znał.W jej oczach pojawiły się łzy, ale powstrzymała je.Zacisnęła szczękę i głowąwskazała dolinę poniżej.-Przędzalnia wygląda jak ruina, prawda?Sylvan ruszyła w stronę przędzalni, zostawiając go za sobą z czepkiem wdłoniach.- Naprawdę możesz to naprawić? - zawołała.Wypuścił czepek z dłoni.Porwał go wiatr, unosząc daleko w wysokie trawy.Uśmiechnął się z satysfakcją i pobiegł za nią.- Tak sądzę.Większość ścianmoże być wykorzystana, a wokół jest mnóstwo dachówek do pokrycia dachu.Popatrzył na przędzalnię i westchnął.Odbudowa wydawała się dobrympomysłem.Gdy stawał twarzą w twarz z rzeczywistością, uważał, że to szalonamyśl.- James jest temu przeciwny.Ciotka Adela nigdy nie akceptowała przędzalni iobawiam się, że jeśli ją odbudujemy, moja matka będzie jeszcze bardziejcierpieć i zamartwiać się.- Ja również nienawidziłam przędzalni.Nienawidziłam hałasu, zapachu iciągłego zagrożenia.- Zciągając rękawiczkę, Sylvan przesunęła dłonią pojednej ze ścian.Bolały go nogi od długiego spaceru, przysiadł więc na kawałku muru, którypozostał po wybuchu.Wyciągnął nogi i dłonią rozmasował biodra.- Więcuważasz, że odbudowa przędzalni to głupi pomysł?Splotła palce i zadrżała.- Musimy ją odbudować.Zaskoczony powiedział: - Ale skoro jej nienawidzisz.- Nie chcę patrzeć, jak cudowny zakątek Anglii traci swoich ludzi, ponieważnie mogą tu przeżyć.Musimy ją odbudować. - A jeśli duch powróci i zacznie atakować kobiety i niszczyć przędzalnię?Skrzywiła się i zagryzła dolną wargę.- Być może duch był wrogiem twojegobrata i wszystko, co robił, skierowane było przeciwko Garthowi.- Możliwe - przyznał - ale James twierdzi, że przyczyną problemów byłaprzędzalnia.- Czy James wie, że rozważasz ponowne uruchomienie przędzalni?- Domyślił się - poprawił ją Rand.- I był bardzo niezadowolony.- Mogę sobie wyobrazić.- Obserwowała, jak delikatnie masował nogi, lecz niezaproponowała mu pomocy.- Nie możemy jednak pozwolić, żeby naszymidecyzjami kierował strach przed duchem.Wiemy, że jest człowiekiem, a tynie jesteś już łatwą ofiarą.Znowu poczuł strach o nią.- Atakuje wyłącznie w nocy - powiedział - alebędę przy tobie i będziemy bardzo ostrożni.Patrzyła na swoje ręce i ostrożnie splotła palce.-Chcesz, żebym pojechała?- Pojechała?- Do domu ojca? Czy dlatego znowu mnie tu sprowadziłeś? %7łeby znowu mipowiedzieć, że jestem.- Jesteś.?- Nieodpowiednia.- Spojrzała mu prosto w oczy, a jej smutek rozdarł muserce.- To ja jestem nieodpowiedni, gdy jestem bez ciebie.- Potrząsnął głową.- Jużnigdy cię nie odeślę.Byłem idiotą, że to zrobiłem.- Nie odezwała się anisłowem, więc zapytał: - Wierzysz mi?- Chcę.Czuł, że to prawda.- Czy pamiętasz, że przysięga- I łaś podporządkować sięmoim małżeńskim pragnieniom? - spytał.- Jak mogłabym zapomnieć? - spytała z nutką dawnej Sylvan w głosie.-Przypominasz mi o tym przy każdej okazji. Spróbował ją rozweselić.- Więc rozkazuję ci, jako twój książę i małżonek.Uwierz w moje oddanie i w to, że nigdy więcej nie opuścisz mojego boku.Możesz to zrobić?To nie był jeszcze prawdziwy uśmiech, który mu posłała; raczej pełennadziei, ale i tak był zadowolony.- Spróbuję.Zapadło ciężkie milczenie.Po chwili Sylvan uświadomiła to sobie i jeprzerwała.- Kobiety z przędzalni powinny być bardzo ostrożne.Powiedz im,żeby nie wychodziły po zmierzchu i uważaj na lady Emmie i ciotkę Adelę.Nie chciał wracać do rzeczywistości, ale musiał przyznać jej rację.- Musimyrównież uważać na Betty.- I Gail.- Duch z pewnością nie skrzywdziłby dziecka.-Wydawało się to takniedorzeczne, że Rand nie mógł w to uwierzyć.- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl