[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie natychmiast zbladła i odechciało jej się jeść.Spodkołdry patrzyły na nich oczy potworka.Z torsu dorosłego mężczyznywyrastały małe, chude rączki, a w miejscu głowy i szyi skupiał sięgąszcz kilkunastu oczu.- Co to jest, gospodarzu? - zapytał Ghi-sppi, siadając jak najbliżejokna.- Kaleka - odparł chłop, sięgnął po drzazgę i zapalił sobie fajkę.- Chchch.ro.my.- zacharczała, jąkając się, staruszka.Postawiła na stole wielką miskę z kartoflami polanymi skwarkami iwprawnym ruchem wbiła w nie dwie drewniane łyżki.Mugabawypuszczał dym i przyglądał się przez okno, jak ludzie otwierająokiennice, pokazując palcami jego chatę.Bathy i Ghi-sppi jedli w milczeniu, starając się nie patrzeć w stronęłóżka.Podziękowali skinieniem głowy za zsiadłe mleko w glinianychgarnkach, wypili je duszkiem i prawie w tym samym momencie wstaliod stołu.- Dzięki wam, gospodarzu.- Grubasek próbował się uśmiechnąć izapomnieć o potworku w rogu kuchni.- Konia nam trzeba.Dobrzezapłacimy.- Monety u nas nie w cenie.- odezwał się chłop, wytrząsając zfajki resztki tytoniu.- Nie mają ducha i śmierć w nich zapisana.Bylekto je nosi, byle kto płaci i byle kto ściboli.Inne my mamy ceny zagościnę.- Dziwne rzeczy gadacie, gospodarzu - wtrącił zaskoczonygrubasek.-Monet nie chcecie, gardzicie bogactwem.Ale konianam.dacie?Starzec pokiwał tylko głową i skinął na nich, aby szli za nim.Opuścili chałupę i znów znalezli się na dziedzińcu wsi.Teraz kwitłotam życie.Bathy z przerażeniem zauważyła, że wśród posągowowyglądających kobiet i mężczyzn poruszają się zdeformowane potworki.Niektóre miały po cztery ręce, dwie głowy lub trzy nogi.Byłymałe, duże i zachowywały się tak, jakby to nie ich dotyczyło kalectwo.Dziewczyna po raz pierwszy z lękiem popatrzyła na Ghi-sppi.Wpowietrzu unosiły się nawoływania i niezrozumiałe krzyki.Kiedyzbliżyli się do studni, przy której stał rozsiedlany koń Bathy, Mugabastanął i wydał z siebie przejmujący, cienki spazm.Wieśniacynatychmiast zamilkli i zaczęli gromadzić się wokół starca.Bathy i Ghi-sppi stanęli za jego plecami i z niepokojem obserwowali zachowaniechłopów.- Modliliśmy się długo o radość i wreszcie do nas przyszła - zacząłmówić podekscytowanym głosem Mugaba.- Od wielu lat naszarodzina nie opuszcza tego miejsca i nigdy nie opuści.Tutaj żyli nasidziadowie, tutaj umierali i tutaj płodzili dzieci.Byli bardzo szczęśliwi inie potrzebowali obcych.Całe zło gniło daleko za bagnami i do nasnie miało dostępu.Nasze żony były żonami nas wszystkich, amężowie służyli wszystkim kobietom.Także nasze córki oddawałyswoje ciała w rodzinie.I nagle świat na nas plunął! Odebrał namzdrowe dzieci i zasypywał kalekami.Przyszła śmierć i smutek.- I wstręt! I wstręt! - odezwały się okrzyki wśród chłopów.- I wstręt - potwierdził Mugaba.- Nasze kobiety przestały nam siępodobać i straciły chuć.Nasi młodzieńcy zapadli na choroby iobojętność.Zła krew, zbyt dużo złej krwi płynie teraz w naszychżyłach.Dzieci rodzą się coraz rzadziej, a chuć umiera.Bathy ze strachem spojrzała na Ghi-sppi.Odpowiedział jejuśmiechem, w którym nie było nic wesołego.Oboje nie rozumieli nicz tego, co się działo.Widzieli tylko szaleństwo i dziesiątki kalek.Czulina swoich twarzach ciekawskie, świdrujące oczy i ciepło bijące odwielu ciał.Mugaba odwrócił się do nich i pokazał palcem nagrubaska.- Jest naszą modlitwą - kontynuował z uduchowioną miną.- Jestobcy, ale ma dobrą krew.Na dziedzińcu zrobiło się nagle bardzo cicho.Chłopi rozdziawili ustai zesztywnieli.Teraz patrzyli już tylko na grubaska.Bathy równieżposłała mu zdziwione spojrzenie.- Damy im gościnę, damy im konia i wszystko, co zechcą - zawołałdonośnie Mugaba.- Odjadą, kiedy dadzą nam swoją krew!Wśród zgromadzonych rozległ się przerazliwy krzyk.Chłopi stalinieporuszeni, podnosząc twarze ku słońcu i dobywając z gardełwszystkie możliwe dzwięki.Dziewczyna przytuliła się ramieniem doGhi-sppi i przygotowała do obrony.Starzec uśmiechnął się do nich i rozłożył ramiona.- Witamy was w naszej rodzinie - powiedział z uczuciem.- Odciebie, dziewko, chcemy tylko jednego dziecka.Mojego dziecka!Bathy cofnęła się i oparła plecami o studnię.Zrozumiała.- Od ciebie, panie, chcemy nasienia.- Do Ghi-sppi Mugaba zwracałsię z wyraznym szacunkiem.- Dasz życie naszym kobietom idziewczętom, będziesz to robił często i bez sromoty.Zła krewzginie!- Nie, to nie może być prawda - mruknął grubasek i rozejrzał się podziedzińcu.Wszystkie kobiety patrzyły na niego z nadzieją w oczach.Bathy sięgnęła pod kurtkę po kuszę.Patrzyła z nienawiścią nasiwego starca i czekała na jego pierwszy ruch.On jednak odwróciłsię i spokojnym, dostojnym krokiem udał się w stronę chaty.- Zrób coś - jęknęła Bathy, widząc ruszających do niej mężczyzn.- Nie mogę - szepnął grubasek, wycierając spocone dłonie okoszulę na brzuchu.- To nie jest zagrożenie życia.Oni naspotrzebują, a my możemy im pomóc.- Ale ja nie chcę! - wyrwało jej się zbyt głośno.- Słyszysz? -ściszyła głos [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl