[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed nim karnieustawił się oddział egzekucyjny z karabinami.Operator z kamerą stał w cieniu portalu świątyni istamtąd kręcił ujęcie.śandarmi i charakterystycznym szczękiem przeładowali broń, na rozkaz wycelowali i pokolejnym okrzyku rozległa się palba, a zgromadzone w krzakach gołębie wypuszczono z klatek.Drugą część ptaków uwolniono, gdy operator stanął z kamerą przy słupie straceń i filmował kręcącekoła gołębie.- Koniec! - oznajmił w końcu re\yser.- Wieczorem zapraszam wszystkich na ognisko!Wszyscy zadowoleni klaskali i poklepywali się po plecach.Zbli\ało się południe, a jazacząłem kichać.Ktoś z ekipy dał mi aspirynę, wsiadłem do motorówki i wróciłem na stały ląd, apotem busem dojechałem do pałacu.Poszedłem do swojego pokoju przebrać się w suche ubranie izszedłem do jadalni na obiad.W kominku było napalone, specjalnie dla mnie, \ebym się ogrzał.- And\ela jeszcze dziś wróci do nas - powiadomiła mnie pani Joanna.- Zrobiono jej badania iokazało się, \e wszystko w porządku.Przy obiedzie wychwalano mój wyczyn i tylko operator \artował ze mnie, \e skorzystałem zokazji i porwałem Luscinię, i \e odsiecz nadeszła dla niej w samą porę, bo mało brakowało, a i onawymykając się moim objęciom, wylądowałaby w wodzie.- Pan Paweł liczył na podwójne bohaterstwo - docinał mi pan Bogumił.- Trzeba przyznać, \e Luscinia głośno nie protestowała, gdy została porwana - zauwa\ył Jary.- Myślę, \e ci dwoje coś kombinują.- Zawarliśmy układ, \e spróbuję rozkochać w sobie Pawła, \eby łatwiej przyszło murozwiązanie zagadki - Luscinia próbowała okazać, \e docinki nie robią na niej wra\enia.W tym momencie głośno kichnąłem.- Przepraszam, ale ta kąpiel chyba mi trochę zaszkodziła - powiedziałem wstając.- Pójdę siępoło\yć.Ukłoniłem się i wyszedłem z jadalni.W pokoju, w ubraniu wskoczyłem do śpiwora ipoło\yłem się na plecach.Wpatrzony w plamy na suficie intensywnie myślałem.Po okołodwudziestu minutach przyszła do mnie Luscinia.Usiadła na łó\ku, ale nie za blisko.Bała sięzarazić.- Z ucieczki nici - powiedziałem.- Naprawdę chciałbyś uciec? - zapytała Luscinia.- Ze mną?- Tak.- Czemu?- Bo.- zawahałem się.- Chciałbym chocia\ spróbować.A ty?- Bo jesteś inny ni\ tamci - Luscinia ruchem głowy wskazała w kierunku pokojówfilmowców.W tym momencie była chyba sobą, Iwoną Maślińską, po prostu fajną dziewczyną.Posłała mi całusa, wstała i wychodząc ocierała łzę, która zakręciła się jej w kąciku oka.- Pójdzieszna ognisko? - zapytała stając w progu.Nagle a\ nią zarzuciło.Do pokoju jak czołg wkroczyła pani Marianna niosąc tacę zdymiącym kubkiem, fili\anką termosem i czymś przykrytym białą serwetą.- Przyjdzie, przyjdzie - gderała staruszka.- Wy młodzi to tylko chcecie się gzić po kątach.Niebój się, piękna pani, kawaler z wieczora będzie jak nowy, tylko teraz daj mu trochę spokoju.109 - Oczywiście - Luscinia uciekła spłoszona.Gospodyni pani Joanny postawiła tacę na stole i krytycznie przyjrzała się porządkowi wpokoju.Podała mi kubek bulionu.- Niech pan pije, to dobre lekarstwo, na początek - powiedziała.- Potem pan sobie łyknieherbatki z rumem i trochę pieczonego kurczaka.Będzie pan zdrów.Co to dla takiego konia kąpielw rzece - mówiła jednocześnie układając moje ubrania i ksią\ki.- Co pan taki smutny? - zapytałasiadając na krześle przy łó\ku.Ręce zło\yła na fartuchu w kwiatki i patrzyła na mnie takimciepłym, troskliwym wzrokiem.- Pan się nie martwi dziewczyną.Nie ta, to zawsze przyjdzie inna.- Kogo pani ma na myśli?- No, tę śpiewaczkę.To jak motyl, co z jednego ogrodu do drugiego fruwa, a do tegofarbowany.- Jak farbowany? - oburzyłem się.- Panie! - Pani Marianna machnęła ręką.- Ja się znam na ludziach.Wystarczy, \e spojrzę iju\, jakbym tego rentgena miała w oczach, tak potrafię prześwietlić ka\dego.Od razu wiem, cojeden z drugim za ziółko.- Prześwietlała pani mieszkańców pałacu?- To goście pani Joanny - pani Marianna odpowiedziała wymijająco.- A ze mnie co za ziółko?Pani Marianna spojrzała na mnie mru\ąc oczy.- Takiego dziwaka jak pan to pierwszy raz widzę - odparła.- A Luscinia?- Ta śpiewaczka? U nas na wsi, jakby pan dobrze poszukał, odpowiednio ubrał i pomalował,to niejedną taką by znalazł.Panie, jak są dyskoteki i co druga dziewucha się wystroi, to ho, hol- Ale Luscinia pięknie śpiewa.- Aaa.tego to ja nie słyszała.Prawdę mówiąc ja te\, ale nie powiedziałem ani słowa o tym.- Słyszała, \e pan skarbu szuka - po chwili powiedziała pani Marianna.- Tak.- I co pan z nim zrobi, jak go znajdzie? Dom pan sobie wybuduje, ładniejszy samochód kupi?- Nie, oddam do muzeum.- To oni tak dobrze płacą?- Nie - roześmiałem się.Skończyłem pić bulion.Był gorący i tłusty, ale zrobiło mi się trochę mdło, więc sięgnąłem potermos.Nalałem sobie pełną fili\ankę herbaty i wypiłem pierwszy łyk.Pani Marianna zzadowoleniem przyjęła moją reakcję.Pamiętałem, \e była to wzmocniona rumem herbata, ale niespodziewałem się a\ takiej dawki alkoholu.- Dobra herbata - pani Marianna pokiwała głową.- Mówiłam, \e z rumem, prawdziwym, nietam jakiś podszywanym.To jak pan nic nie zarobi na tym skarbie, to po co szukać?- A po co ludzie wchodzą na góry? Najczęściej odpowiadają, \e  dlatego bo są.Ze skarbamijest podobnie.Szukam ich, bo chcę zmierzyć się z zagadką, sprawdzić się.A to co znajdę, oddajędo muzeum, bo po pierwsze, tam pracuję, a po drugie i wa\niejsze, lepiej, \eby te znaleziskaoglądali ludzie.- No tak - pani Marianna pokiwała głową i dłońmi gładziła fartuch [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl