[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Stale jest wściekle głodny.- Nie wiem, kiedy będę mogła zabrać go do domu.- Zdaję sobie sprawę z twoich problemów z właścicielem.- Czy mogę pózniej zajrzeć do niego? - spytała podnosząc wzrok,gdyż wydało się jej, że Tarrant jest teraz odrobinę serdeczniejszy.- Kiedy tylko zechcesz.Wszystkie kocięta są w kuchni.- Miło to słyszeć.Angela odniosła wrażenie, że Tarrant jest przygaszony, a nawetsmutny, mimo że wciąż był zdenerwowany.- Naprawdę jest mi przykro z powodu tych wszystkichnieporozumień między nami.Nigdy nie robiłam żadnych głupichpodchodów, żeby za ciebie wyjść, chociaż pewnie wciąż mi niewierzysz.Nie zapominam, że jesteś zaręczony, ale może moglibyśmyzostać.przyjaciółmi?Trochę się zmieszała, że nie potrafiła gładko powiedziećostatniego słowa.Ale ostatecznie nie oddawało ono tego, co czuła doTarranta.Skoro jednak nie mogło być pomiędzy nimi nic więcej.Gdyby tylko i on chciał tej przyjazni.- Gdybym to ja mógł być przyjacielem każdej kobiety, która sobietego życzy, nawet zanim jeszcze zjawi się w drzwiach mojego domu zwalizkami! - odrzekł Tarrant zaśmiewając się, jakby był wnajwyższym stopniu ubawiony jej propozycją.A więc obrócił wszystko w niesmaczny żart, znowu robiąc aluzjędo  tych kobiet", które chodzą po nocach pod oknem jego sypialni! -pomyślała z goryczą Angela.Poczuła się tym dotknięta do żywego ijuż nie zastanawiała się, dlaczego ten facet tak łatwo wyprowadza jąz równowagi, raniąc przy tym jej dumę.- Bądz spokojny! Nigdy nie potkniesz się o żadną rzecz, która maze mną jakikolwiek związek! - natarła na niego z furią.- Angelo, ja nie.- zaczął skruszony.- Panie Seaton, jestem pewna, że ma pan w zanadrzu jeszcze wiele96RS perlistych dowcipów, ale gwiżdżę na nie! - przerwała mu zimno.- Iproszę zapamiętać, że nie chciałabym pana widzieć nawet wtedy,gdyby mi przyniesiono pana nabitego na szpikulec, choć pomysłbrzmi zachęcająco!Odwróciła się na pięcie i już jej nie było.Miała nadzieję, że Tarrantda jej wreszcie spokój, skoro przyszła do Wrót Raju w związku zeswoją pracą.Przez następne trzy godziny krążyła pomiędzypiwnicami i sypialnią Delili, traktując jak powietrze tegoniewiarygodnie atrakcyjnego mężczyznę, który tak otwarcieokazywał jej swoją pogardę i zadawał tyle bólu.Na domiar złegowyrastał jak spod ziemi wszędzie, gdzie się pojawiła.Nie pojmowała,dlaczego tak się dzieje, skoro przebywanie w jednym pokojusprawiało mu taką samą jak jej przykrość.Ale najwidoczniej jakiśzłośliwy demon wciąż krzyżował ich drogi, próbując im zohydzićżycie.O czwartej zrobiła sobie przerwę i zeszła do kuchni, żebyzobaczyć kocięta.Przytuliła Księcia do policzka i czule do niegoprzemawiała.%7łałowała, że kot jest jeszcze za mały, żeby odłączyć good matki i zabrać do domu.Oszukiwała się oczywiście, dobrzewiedząc, że właściciel wynajmowanego mieszkania nigdy się na tonie zgodzi.Kucharka martwiła się, czy znajdą chętnych na pozostałekoty.Jej zdaniem Książę był najbardziej rozkosznym kiciusiem wcałej gromadce.Zupełnie inaczej niż jego imiennik, pomyślała z żalem Angela.Właśnie w tym momencie wszedł do kuchni Słodki Książę, ale udał,że jej nie widzi.- Evo, zjem dziś kolację na mieście.Przygotuj tylko coś dla matki -powiadomił kucharkę.- Tak, proszę pana - odpowiedziała uniżenie starsza kobieta iroześmiała się nerwowo.- A czy jutro będzie pan jadł w domu?Właśnie rozmyślam nad jakimś przysmakiem dla pana.- Jutro, Evo, możesz na mnie liczyć - odparł z tak czarującymuśmiechem, że Angela odwróciła się, broniąc się przed wpływem,jaki na nią wywierał.- Nie potrafię się oprzeć smakowi twojej97RS wybornej soli.- Panno Meadows, czy będzie pani pracowała jutro wpałacu? - spytał wyniośle.- Nie będzie mnie tu przez kilka dni - oznajmiła, niechętniepodnosząc na niego oczy.Zrobił jakąś dziwną minę i szybkim krokiem wyszedł z kuchni.Angela miała wrażenie, że na jego twarzy zagościł ledwo zauważalnysmutek.Jednak przypuszczenie, że mógłby za nią tęsknić, uznała zaabsurd.Gdy po kilku minutach wracała do sypialni Delili, usłyszała jakiśdziwny harmider na drugim piętrze.- Najdroższy Tarrancie! - krzyczała histerycznie jakaś kobieta.-Gdybyś znał mnie lepiej, nigdy byś się nie ożenił z tą Eden! Nawet niewiesz, jakie to dla ciebie nieszczęście!- Proszę się opanować - perswadował spokojnie Alexander,sprowadzając ją wraz z Tarrantem po schodach.- Nie chcielibyśmy,żeby pani upadła.- Nie wyjdę stąd! - załkała rudowłosa kobieta, opierając się zcałych sił.Angela osłupiała, gdy rozpoznała w niej Marty Rainwater.Dziewczyna miała na sobie tylko krótki zalotny strój nocny i wielkiprzeciwdeszczowy płaszcz.Najwyrazniej Tarrant siłą ubrał ją w tenswój płaszcz, żeby wracając do domu nie budziła sensacji.- Marty, opamiętaj się i uspokój - przemawiał do niej łagodnieTarrant.-Jesteś uroczą dziewczyną i nie powinnaś robić takichgłupstw.- Tarrancie, ja cię tak kocham, że już dłużej nie potrafię tegoukrywać! - zawodziła jak oszalała.- Wcale mnie nie kochasz - perswadował jej ze spokojem Tarrant.- I nie rób tego więcej.To nierozsądne zakradać się do furgonetki zbielizną.Angela obserwowała tę scenkę, jak rażona gromem, stojącnieruchomo na schodach.Marty ją zauważyła i posłała jejnienawistne spojrzenie.Miotała się na wszystkie strony, na wpółniesiona przez obu mężczyzn.Szlochała i przez cały czas próbowała98RS rzucić się Tarrantowi w ramiona.Angela przywarła do poręczy, gdymijał ją ten dziwny orszak.- Szanowna pani, przed bramą będzie na panią czekała taksówka -informował spokojnie Alexander.- Mechanik podwiezie tam panią iodprowadzi do taksówki.Pani przejazd został opłacony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl