[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To prawda.- Pójdę na górę po kopię książki.Zaraz wracam.W tym momencie dał się słyszeć chichot Emmy.Jakdobrze było słyszeć jej śmiech i mieć ją znowu wdomu, przy sobie.Dom, pomyślała Angela, czującbolesne ukłucie w sercu.Skoro Michael skończyłksiążkę, to oznacza, że wkrótce będą musieli się roz-stać.Ta myśl przeraziła ją tak bardzo, że postanowiłasię nad tym nie zastanawiać.Nie mogła sobie pozwo- 134 Sharon De Vitalić, żeby się teraz rozkleić.Otarła łzy spływające jej popoliczku i próbowała to sobie racjonalnie wytłu-maczyć.To chyba naturalne i oczywiste, że gdy koń-czy się urlop, ludzie wracają do swoich domów.Więco co tyle hałasu? ROZDZIAA DZIEWITYKiedy w niedzielne przedpołudnie zadzwonił dzwo-nek do drzwi, Angela była przekonana, że to pierwsiświąteczni goście.Ku jej zdziwieniu była to jednak Sa-die James, pielęgniarka ze szkoły Emmy.Stała w progudziwnie spięta, kurczowo ściskając w ręku torebkę.- Przyszłam sprawdzić, jak miewa się Emma - po-wiedziała, mierząc Angelę wzrokiem.- W szpitalachróżnie bywa, czasem zbyt szybko wypisuje się pacjen-tów do domu.Chciałam więc rzucić na małą okiem,jeśli to pani nie zrobi różnicy.- Nie czekając na zapro-szenie, weszła do holu.- I jak się ma mała pacjentka?- Ma się bardzo dobrze - odparła Angela sucho.Psynawet nie poruszyły się z miejsca.Wyglądały tak, jak-by się bały drgnąć.- Miło mi to słyszeć.Angela zerknęła na nią spod oka.Ciemne włosy mia-ła ściągnięte do tyłu, a szarobura sukienka bez fasonuzwisała na niej bezładnie.%7ładnego makijażu czy biżu-terii, skóra biała jak kreda i ogromne, zielone oczy.- Jeżeli nie ma pani nic przeciwko temu, chciałabymsię z nią zobaczyć - powiedziała Sadie.Angela wygładziła nerwowo sukienkę. 136 Sharon De Vita- A dlaczego miałabym mieć coś przeciwko temu? -odparła pytaniem na pytanie.- Proszę za mną, zaprowadzę panią do córki.Pielęgniarka zdjęła płaszcz i odwiesiła go na wieszaku.- Byłoby miło z pani strony, dziękuję - rzekłaz uśmiechem.Ten uśmiech rozładował sytuację.Angela doszła downiosku, że ktoś, kto się uśmiecha, nie może być ażtak grozny.- Proszę tu zaczekać.- Wskazała fotel w salonie.Nastoliku stał talerz z ciasteczkami.- Zaraz poproszęEmmę, żeby zeszła.Wbiegła po schodach, jako że dziewczynki przenio-sły się na górę, i zapukała do drzwi.- Emmo, na dole czeka pani Sadie James, twojaszkolna pielęgniarka, i chce się z tobą widzieć.Emma zerwała się na równe nogi.- Naprawdę? Przyszła? - Emma wyglądała na wnie-bowziętą.Mrugnęła porozumiewawczo do koleżanek.- O co chodzi, kochanie? - zdziwiła się Angela.- Bo tak naprawdę ona nie przyszła tu do mnie-szepnęła - ale do wuja Jimmyego.- Co masz na myśli, mówiąc, że przyszła do wuja? -Angela podeszła do córki i położyła jej rękę na ra-mieniu.- Bo widzisz - Emma uśmiechnęła się szelmowsko ipodrapała się po ręce wystającej z gipsu, która ją nie-miłosiernie swędziała - kiedy jechałyśmy karetką, roz-mawiałyśmy trochę.Ona nie ma męża, ale bardzo lubidzieci, bo przecież inaczej nie pracowałaby w szkole. Mała swatka 137Więc opowiedziałam jej o wuju, że jest taki samotny inigdy nie miał żony.- Hola, hola, panienko, czy nie posuwasz się za dale-ko? - Angela myślała, że się przesłyszała.- Czy chceszprzez to powiedzieć, że próbujesz wyswatać wuja z tąkobietą, która czeka na ciebie na dole?- Ale to chyba dobry pomysł?- Skąd ci przyszło do głowy, że wuj Jimmy pragniesię żenić?- Bo zawsze jest taki smutny, kiedy mówi o rodzinie,no i Sadie jest mistrzynią gry w warcaby, więc sobiepomyślałam.- Może czasem byłoby lepiej, żebyś nie myślała.Gdy schodziły na dół, Angela usilnie zastanawiałasię, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.Jednak to, cozobaczyła w salonie, przeszło jej najśmielsze oczekiwa-nia.Wuj Jimmy zabawiał panią James rozmową, jakbyznali się od lat i byli starymi przyjaciółmi.- A nie mówiłam? - szepnęła Emma.- Od razu wiedziałam, że wujek ją polubi.Rozległ się kolejny dzwonek do drzwi i Angela za-marła w bezruchu.- Emmo, czy jest może jeszcze coś, co chciałabyś mipowiedzieć, zanim otworzę?- Nie, dlaczego? - Emma spojrzała niewinnie namamę.- Tak tylko, wolałabym uniknąć kolejnych niespo-dzianek.W drzwiach stał jednak przyjaciel wuja, a zarazempierwszy świąteczny gość.Był okrągłym, starszawym 138 Sharon De Vitajegomościem o pucołowatej, uśmiechniętej twarzy.Po-chwycił Angelę wpół i z radości ją uniósł.- Witaj, Angie!- Bart! - skarciła go żona, stojąca tuż za nim.- Prze-cież wiesz, że nie wolno ci dzwigać.Nie mam ochotyna żadne choroby w czasie świąt!- Witajcie, jak cudownie, że już jesteście - ucieszyłasię Angela.- Miło cię znowu widzieć, kochanie - uśmiechnęłasię przyjaznie Beverly i pocałowała ją w policzek.-Ależ tu pięknie! - Rozejrzała się po świątecznie przy-strojonym pokoju.- Już nie mogłam się doczekać naBoże Narodzenie i na przyjazd do ciebie.Od kilku ty-godni o niczym innym nie mówimy.-1 te twoje świąteczne ciasteczka - westchnął Bart iprzewrócił oczami.Państwo Breech przyjeżdżali do pensjonatu od lat.Bart był emerytowanym policjantem, starym zna-jomym Jimmyego z czasów, kiedy jeszcze pracowali.Przepadał wprost za Emmą i traktował ją tak, jakbybyła jego ukochaną wnuczką.- Wujek Bart! - krzyknęła Emma i rzuciła mu się naszyję.- Jak się masz, moja mała księżniczko.Ale co ja wi-dzę, co się stało? - spojrzał przestraszony na gips [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl