[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja mu gotowałam i prałam.W oczach Iris pojawiła się determinacja, a jej policzki zabarwiłdelikatny rumieniec, który zawsze towarzyszył jej w chwilach gniewu.A więcnaprawdę go kochała.Przeszedł mnie dreszcz.Nie zazdrościłam Amelii, któramusiała stawić jej czoła.198RLT  Oczywiście wszystko się zmieniło  podjęła Iris z goryczą. Naszeciche, proste życie dobiegło końca.Wieczorami Charles zwykle czytał wgabinecie.Przynosiłam mu herbatę i czasem przy nim trochę siedziałam zrobótką.To się skończyło po przybyciu Amelii, nadmiernie gadatliwej,tryskającej energią.Charles stał się towarzyski jak nigdy, ciągle się śmiał,zwłaszcza przy niej.Zakochał się, to było widać.W jej głosie zabrzmiała rezygnacja. Zaczęły się kolacje, podróże, przyjęcia.Aż pewnego dnia powiedziałamu, że ich życie znowu się zmieni.Akurat robiłam na obiad gołąbki wedługprzepisu mojej mamy, pamiętam to jak dziś.Poczułam zapach gotowanej kapusty, zobaczyłam parę unoszącą sięznad pieca.  Iris"  odezwała się do mnie, wpadając bez tchu do kuchni. Widziałaś mojego męża?".Promieniała radością, oczy jej się iskrzyły.Oczywiście natychmiast zrozumiałam, na co się zanosi. Oczekujesz dziecka" stwierdziłam rzeczowo, zaglądając do garnka.A ona zrobiła wielkie oczy. Tak! Rzeczywiście! Właśnie wracam od doktora.Skąd wiesz?".Zmiesznedziewczynisko.Każdy by się zorientował. Znajdziesz Charlesa w stajni" powiedziałam, a ona wybiegła na dwór.Nie widziałam jej upadku.Przez twarz Iris przemknął złośliwy uśmieszek, natychmiast zastąpionyzatroskaną miną. Upadła?  powtórzyłam. Gdzie? Na drodze do stodoły? Przecieżścieżka jest równa.Iris pokręciła głową. Jakoś dotarła na klif. Spadła z urwiska? Jak to możliwe?199RLT  Nie mam pojęcia.Kiedy widziałam ją po raz ostatni, biegła do stajnipowiedzieć mężowi, że zostanie ojcem. Zabiła się?  Dlaczego historie Iris, choć zaczynały się uroczo iniewinnie, zawsze przybierały zły obrót? Nie  oznajmiła gospodyni. Pamiętaj, dziewczyno, Amelia to twojababka, matka Madlyn.Nie zginęła tamtego dnia na dnie urwiska.Charles jąznalazł.%7łyła, ale straciła dziecko.Od tej pory Charles zaczął się z nią obchodzić jak z jajkiem.Jeśliwcześniej się nad nią trząsł, to i tak nie dało się tego porównać z tym, co sięzaczęło.Spodziewał się, że wraz z resztą służby będę na każde jej wezwanie.Itak się oczywiście stało. Iris prychnęła ironicznie.Ledwie panowała nadniechęcią. Po paru miesiącach znowu zaczęła wić gniazdko, by się tak wyrazić. Tym razem donosiła ciążę, prawda? Urodziła Madlyn?  spytałam, aleledwie skończyłam mówić, zrozumiałam, że się pomyliłam.Iris pokręciła głową. Cała troska Charlesa nie uchroniła jej przed upadkiem ze schodów. Chyba żartujesz.Znowu upadła? Tak.W środku nocy  wyjaśniła gospodyni z chytrym błyskiem oka.Najwyrazniej lunatykowała.Do wypadku doszło na głównych schodach.Miała pecha.Ale ja nie sądziłam, żeby o to chodziło.Ktoś popchnął moją babkę.Dziewczynki? A jakby zrobiło się nie dość ponuro, do głowy przyszła mijeszcze straszniejsza myśl.Zobaczyłam Iris skradającą się ciemnymkorytarzem. Ty chyba nie. Bałam się dokończyć.200RLT Gospodyni uciszyła mnie chłodnym spojrzeniem i podjęła opowiadanie: Po utracie dwojga dzieci Amelia wylała wiele łez.To Charles dał jejsiłę, by walczyć dalej.Gdyby nie jego łagodność i dobroć, twoja matka nieprzyszłaby na świat.Iris odstawiła filiżankę zdecydowanym ruchem. Jutro przyjdę tu znowu  oznajmiła, przyjrzawszy mi się uważnie,jakby próbowała się czegoś dopatrzyć w moich oczach. Chciałaś usłyszećopowieść o życiu pradziadków i dziadków, ale widzę, że najbardziej pragnieszdowiedzieć się czegoś o matce.Zabrała starą wytartą torebkę i parasolkę i odeszła.Dopiero jakąśgodzinę pózniej dotarło do mnie, że podjęła opowiadanie w miejscu, wktórym urwała się moja wizja z werandy.201RLT 24Wskoczyłam na rower i zjechałam do miasta.Kiedy czar słów Iris prysł,poczułam głód ludzkiego towarzystwa.Zatrzymałam się przed kawiarniąJonaha. Cześć  odezwał się do mnie z uśmiechem, gdy weszłam do pustegownętrza. Cieszę się, że cię widzę.Wiszę ci latte. Wspaniale  rzuciłam, siadając na wysokim stołku.Stęskniłam się zarozmową z nim.Ale moje pragnienie nie zostało zaspokojone, bo w tej samejchwili do kawiarni weszło parę mieszkanek wyspy.Zamówiły cappuccino ioznajmiły, że to pora cotygodniowego spotkania klubu książki.Rozpoznałamwiele twarzy, które zobaczyłam tu pierwszego dnia.Kobiety odnosiły siężyczliwie do Jonaha, ale mnie powitały tak samo jak wtedy: zimnymispojrzeniami i szeptanymi komentarzami.Usiadły i wyjęły lektury, o którychzamierzały dyskutować.Naprawdę nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl