[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na razie jestem zbyt zajęty niańczeniem dziecka.- Na pana miejscu nie wszczynałabym debaty o tym, kto jest czyjąniańką, bo stoi pan na z góry przegranej pozycji.- A na jakąż to debatę miałaby wasza wysokość ochotę?- Sztuka komercyjna kontra umoralniające głupoty.- Droga Isabello, moja ty mała Wezuwio: w sztuce komercyjnej, akażdy utwór zasługujący na miano dzieła sztuki prędzej czy pózniejstaje się komercyjny, głupota tkwi zawsze w spojrzeniu odbiorcy.- Nazywa mnie pan głupią? - Wzywam cię tylko do porządku.Rób, co ci mówię.I kropka.Ani słowa więcej.Wskazałem na drzwi.Isabella przewróciła oczami i pomstującpod nosem, zniknęła w korytarzu.Podczas gdy Isabella chodziła poksięgarniach w poszukiwaniu katechizmów i podręczników, któremiała dla mnie streścić, ja udawałem się do biblioteki przy ulicyCarmen, by pogłębiać teologiczną edukację, wspomagany szczodrymidawkami kawy i pokazną dozą stoicyzmu.Pierwsze siedem dni tego dziwacznego przedsięwzięciaprzyniosły same wątpliwości.Szybko doszedłem do wniosku, że wznakomitej większości autorzy, którzy poczuli powołanie, by pisaćosacrum i profanum, chociaż z pewnością byli mężami uczonymi iwielkiej pobożności, jako pisarze okazali się złamanego groszaniewarci.Udręczony czytelnik, który postawi! sobie za zadanieprzebrnąć przez ich strony, musiał się niezle napocić, by nie zapaść wśpiączkę z każdym nowym akapitem.Zmożony tysiącem stron na zadany temat, zaczynałempodejrzewać, że setki religii skatalogowanych przez całą historięsłowa pisanego były do siebie uderzająco podobne.Złożyłem swojepierwsze wrażenie na karb własnej ignorancji lub braku odpowiedniejdokumentacji, ale nie mogłem pozbyć się uczucia, że przerzucamdziesiątki kryminalnych historii, w których mordercą mógł okazać sięten czy inny, ale mechanika fabuły w gruncie rzeczy pozostawałazawsze ta sama. Mity i legendy, wszystko jedno, czy dotyczyły bóstw, czypochodzenia i historii najrozmaitszych ludów i ras, zaczęły jawić misię jako układanki złożone zawsze z tych samych części, tyle żeposkładanych w całość na rozmaite sposoby.Nie potrzebowałem nawet dwóch dni, by zaprzyjaznić się zszefową biblioteki - Eulalią.Wyławiała dla mnie tomy i teksty wśródoceanu papieru, nad którym sprawowała pieczę, a czasem składała miwizytę przy moim stoliku w kącie, by zapytać, czy potrzebuję czegośjeszcze.Była mniej więcej moją rówieśniczką, kipiała wprostinteligencją, materializującą się najczęściej w postaci ostrych izatrutych nieco szpil, które lubiła mi wbijać.- Nie przesadza pan z tymi żywotami świętych? Nie powie mi panchyba, że postanowił nagle, na progu dojrzałości, zostaćministrantem?- Zbieram tylko materiały.- Wszyscy tak mówią.%7łarciki i jej polot były bezcennym balsamem na moją duszę,udręczoną tekstami o kamiennej fakturze i tą pielgrzymką wposzukiwaniu materiałów.Eulalia w wolnych chwilach podchodziłado mojego stolika i pomagała mi zaprowadzić porządek w całym tymgalimatiasie.Czytane przeze mnie strony obfitowały w opowieści oojcach i synach, czystych i świętych matronach, zdradach inawróceniach, męczennikach i prorokach, boskich posłańcach,dzieciach zrodzonych po to, by zbawić świat, piekielnychodrażających stworzeniach o zezwierzęconej postaci, eterycznych, antropomorficznych istotach - występujących jako słudzy światłości -i bohaterach, których los wystawia na okrutne próby.Egzystencja na ziemi przedstawiana była jako etap tymczasowy,podczas którego należało łagodnie poddać się przeznaczeniu izaakceptować plemienne normy, za co obiecywano nagrodę dopieropotem, w wyśnionych rajach pełnych wszystkiego tego, czegozabrakło w doczesnym życiu.W czwartkowe południe Eulalia w trakcie jednej ze swych przerwpodeszła do mojego stolika i spytała, czy oprócz tego, że zaczytuję sięw mszałach, w ogóle coś jadam od czasu do czasu.Zaprosiłem ją naobiad do Casa Leopoldo, nowej, czynnej od paru miesięcy restauracji.Gdy kosztowaliśmy smakowitą sztufadę z byczego ogona,opowiedziała mi, że pracuje na tym stanowisku od dwóch lat, odczterech zaś pisze, zmaga się z powieścią w której głównym miejscemakcji jest biblioteka del Carmen, fabuła zaś osnuta była wokółtajemniczych morderstw, do jakich w szacownych murach książnicydochodziło.- Chciałabym napisać coś w stylu wydawanych kiedyś powieściIgnatiusa B.Samsona - powiedziała.- Mówi to coś panu?- Co nieco - odparłem.Eulalia ciągle nie mogła utrafić w swej książce w odpowiedni ton [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl