[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Honorowe miejsce zajmowała ławasędziowska na podwyższeniu, zdobiona ornamentami, a po bokach umieszczonomasywne drewniane loże dla przysięgłych.Poniżej ławy stały dwa kunsztownierzezbione stoliki, adwokatów i protokolanta, pośrodku zaś, w pustej przestrzenidoskonale widocznej dla przysięgłych, sądu i publiczności, ustawiono barierki.Tego przedpołudnia obserwowała już czworo nieszczęśników, którzy doprowa-dzeni w to miejsce skupili na sobie zainteresowanie wszystkich obecnych, jakbynagle znalezli się pod olbrzymim szkłem powiększającym.Naszły ją mdłości, jejczoło oziębło i pokryło się drobnymi kropelkami.Wkrótce kolej na nią.Za ławą sędziowską wisiał olbrzymi portret mężczyzny o królewskiej postu-rze, z kręconymi włosami i ciężkimi pierścieniami na dłoniach, odzianego wpiękną szatę podbitą futrem.Mercy znów zaczęła przyglądać się tej postaci, którąstudiowała już przez większą część przedpołudnia.Nigdy jeszcze nie widziałatak udatnej podobizny człowieka.Nawet ze swego odległego punktu obserwa-cyjnego na galerii dostrzegała ciepło i życzliwość promieniujące z jego oczu iogorzałą jasną skórę.Raz złapała się nawet na snuciu rozmyślań, jakie wrażenieRLT wywarłyby w dotyku jego włosy, gdyby przeczesała je palcami jak grzebieniem.Pewnie były gładkie, miękkie i pachniały lawendą, tak w każdym razie sobiewyobrażała.Realizm portretu był zdumiewający.Gdyby ten człowiek kiedykol-wiek szedł ulicą Marblehead, poznałaby go bez wątpienia.Jedediah miał żeglować jeszcze dwa miesiące.Oczy Mercy spo- chmurniałyna myśl o tym, co czułby, gdyby usłyszał choć część z tego, co musiała dziś po-wiedzieć.Wprawdzie wiedziała, co robi, ale dobrze się złożyło, że Jedediah aku-rat wypłynął w morze.Tymczasem z przodu sali wybuchło poruszenie, więc Mercy lekko uniosłasię z twardej ławy.Właśnie dwaj surowi konsta- ble wyprowadzali ostatniegosuplikanta, idącego ze zwieszoną głową, skutego żelazem.Wokół ławy sę-dziowskiej i loży przysięgłych trwała krzątanina, co oznaczało rychły począteknastępnej sprawy.Mercy obserwowała niesłyszalną naradę protokolanta z sędzią;w końcu ten ostatni skinął głową i skierował wzrok prosto na nią.%7łołądek pod-szedł jej do gardła.Z trudem przełknęła ślinę, język bowiem nagle wysechł jej nawiór.- Mercy Dane Lamson przeciwko miastu Salem w hrabstwie Essex - wy-wołał protokolant i wiele głów obróciło się w jej kierunku.Przymrużyła oczy zaskoczona, dawno już bowiem opuściła Salem i nie znałażadnej z twarzy, które teraz przyglądały jej się bacznie, gdy wstawała z ławy.Jakto możliwe, że całkiem odmienione miasto ma tak dobrą pamięć? - zastanawiałasię w drodze do barierki.Sędzia, człowiek jak góra, odziany w czarne szaty, zchorobliwie żółtawymi policzkami w odcieniu wosku, zerkał na nią groznie, gdyzbliżała się do pustego czworokąta pośrodku sali.Odruchowo i całkiem nieza-leżnie od swego świadomego umysłu Mercy zaczęła układać listę ziół potrzeb-nych do wzmocnienia jego obumierającej wątroby.Ten człowiek bez wątpienianie wylewał za kołnierz.- Nie macie adwokata? - burknął sędzia.RLT Mercy otworzyła usta, chcąc udzielić odpowiedzi, ale skołowaciały językprzywarł jej do podniebienia, więc zdołała tylko kaszlnąć.- No więc jak? - zagrzmiał sędzia.Wyprostowała się, wygładziła spódnice i położyła ręce na lśniącej balu-stradce.- W samej rzeczy, panie sędzio, nie mam - przyznała.Sędzia ostentacyjnie odchrząknął, a do jej uszu doleciały stłumione śmieszkiz miejsc zajmowanych przez przysięgłych.Niewzruszenie wpatrywała się w cie-płe oczy dostojnego mężczyzny z portretu.Sala z wolna cichła.Mercy zauważyłakątem oka, że od okien po prawej stronie akurat odpływa chmura, a na stolikachadwokatów pojawił się złocisty prostokąt.Małe szybki właśnie zaczynały za-snuwać się warstewką lodu.- No mówże, kobieto! - ryknął sędzia, a jego zniecierpliwienie uderzyło wnią jak podmuch gorącego wiatru.- Musicie teraz złożyć zeznanie - szepnął protokolant, który pojawił się u jejboku.Kiwnął głową, żeby dodać jej otuchy.- Tak, oczywiście - mruknęła niepewnie.Rozłożyła plik kartek, które syste-matycznie zapisywała w domu przez ostatnie kilka tygodni.Szeleściły w jej dło-niach, zdołała jednak nad nimi zapanować.Chrząknęła jeszcze, a publicznośćpochyliła się w ławach, żeby lepiej słyszeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl