[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie widziałam cię cale wieki, więcpostanowiłam przyjść z wizytą - dodała, nachylając się, \eby nalać wino.- To wszystko.- Naprawdę to wszystko? - zapytał Cole kpiącym tonem, obrzucając spojrzeniem jejskąpy podkoszulek, obcisłe szorty i uwodzicielski uśmiech.Specjalnie sięgnął po koszulę,lecz ona potrząsnęła głową, a jej uśmiech nabrał wyrazu zdeterminowania.- Nie ubieraj się, kochanie.Lubię na ciebie patrzeć.- Jessico - powiedział ostro.- Nie będziemy znów do tego wracać.Było, skończyłosię.Mówiłem ci ju\, jestem zmęczony.- Bardzo nieładnie tak mówić do swojej chlebodawczyni - powiedziała, zsuwając się zbiurka i wyciągając rękę do jego policzka.- Do diabła, daj spokój! - warknął Cole, uchylając głowę.Była to w tej chwili jedyna dostępna obrona przed jej zakusami.Usunięcie jej zpokoju siłą zostawiał jako ostateczność.Nie był pewien, czyjego dotyk spowodowałbywybuch jej złości, czy - co gorsze - rozpalił namiętność.Za nim znajdowało się łó\ko i próczodsunięcia jej ze swojej drogi, nie miał wyjścia.Zdawała sobie sprawę, \e złapała go wpułapkę i zrobiła krok do przodu, ze zwycięskim uśmiechem na twarzy.- Jessico - odezwał się znów Cole.- Przecie\ jesteś mę\atką, na miłość boską!- Wiem o tym - odpowiedziała, zdejmując podkoszulek i rzucając na łó\ko.- Lubię twojego mę\a - ciągnął Cole, starając się ją ominąć.Patrzyła na niego szerokimi ze zdumienia oczami, sięgając ręką do zapięciabiustonosza na plecach.- Ja te\ go lubię.Gdyby jego sytuacja nie była taka niezręczna, Cole uśmiałby się, patrząc na niącudzymi oczyma.Rozbiera się przed nim piękna kobieta, tarasując swym ciałem drogę, ajednocześnie oświadcza z niewinną miną, \e lubi swojego mę\a, któremu ma zamiarprzyprawić rogi.- Nie jestem w nastroju na striptiz - ostrzegł ją.- Zaraz będziesz - obiecała, zsuwając ramiączka. - Nie znasz nawet pojęcia wierności mał\eńskiej - powiedział, przytrzymującramiączka, \eby nie opadły.- Zawsze jestem wierna, kiedy Charles jest w mieście - odparła, przesuwając ręką pojego owłosionej klatce piersiowej.- Ale dzisiaj go nie ma, a ty jesteś, a mnie się nudzi.- Więc znajdz sobie jakieś hobby - poradził, chwytając ją za ręce.Zaśmiała się, obejmując go za szyję i ocierając się o jego uda.Cole nie odczuwałnajmniejszego zainteresowania nią, był tylko coraz bardziej zły i tracił cierpliwość.- Ostrzegam cię! - Chwycił ją za przeguby, a po chwili puścił.- Mo\e być z tego du\yproblem dla nas obojga.Otarła się o niego biodrem i zaśmiała zmysłowo, świadomie mylnie interpretując jegosłowa.- No, mo\e du\y, ale jeszcze nie.Nagle w korytarzu zamigotały jarzeniówki, które ktoś włączył ju\ na zewnątrz stajni.Cole zakrył jej usta dłonią.- Cole! - zawołał z daleka Charles Hayward przyjacielskim tonem.- Zobaczyłem uciebie światło i postanowiłem rzucić okiem na naszego nowego lokatora.Co o nim sądzisz?Wargi Jessiki zaczęły dr\eć, a przera\one oczy mało nie wyszły z orbit.- Ju\ idę! - zawołał Cole, zasłaniając jej usta.- Bo\e.Muszę się stąd wydostać - powiedziała, nagle zupełnie sztywna.Po chwili zaczęła się tak trząść, \e Cole nawet by jej współczuł, gdyby nie fakt, \e towłaśnie ona naraziła ich oboje.Wiedział z poprzednich wizyt Charlesa Haywarda w stajni, \ejego chlebodawca pójdzie teraz do kuchenki zrobić sobie kawę, a potem będzie chciał przejśćz Cole'em po wszystkich boksach, omawiając kolejno ich lokatorów.W ciągu paru lat stałosię to niemal rytuałem, bardzo miłym dla nich obu.Cole bardzo lubił te wizyty, zwłaszczakiedy Hayward zostawał dłu\ej i rozmowa schodziła na inne sprawy.Hayward był bardzooczytany i miał mnóstwo wiadomości na ró\ne tematy, prócz swojej \ony.- Słuchaj mnie! - powiedział cicho Cole, podając jej bluzkę.- Jest teraz w kuchence irobi sobie kawę.- Więc blokuje moje jedyne wyjście - syknęła.- Jestem w pułapce!- Nie panikuj - ostrzegł Cole, bo widział, \e szalała ze strachu.- Zamknę drzwi, on tunie wejdzie, ani cię nie zobaczy.- Muszę wrócić do domu!- Cole! - zawołał znów Charles.- Chcesz kawy? - Nie, dziękuję - odkrzyknął, zasłaniając sobą drzwi, \eby Charles nie zobaczył jegopokoju i stojącej w nim półnagiej kobiety.Zostawił ją tam, zamknął drzwi i poszedł na bosaka i bez koszuli do kuchenki, gdzieCharles właśnie słodził sobie kawę.- No - uśmiechnął się do Cole'a zachęcająco - co sądzisz o tym nowym koniku?- Niezły - odpowiedział Cole i zmusił się do kiepskiego dowcipu.- Nie wiem, czydobrze gra w polo, ale jako konik wygląda pięknie.Pony znajdował się w zagrodzie niedaleko pokoju Cole'a i chłopak obawiał się, \eJessica wyskoczy z miejsca usiłowania przestępstwa i da się przyłapać.- Mo\e zechce pan zobaczyć przednią nogę kasztanki - zaproponował, prowadzącHaywarda w przeciwległy koniec stajni.- A co jej się stało? - zapytał z troską.- Uszkodziła ją wczoraj w czasie skoku.- A kto na niej jezdził? - spytał Charles, współczując swemu ulubionemu koniowi.- Barbara - odparł Cole.- No tak, to wyjaśnia sprawę - powiedział Hayward z grymasem.- Staram się nie byćniesprawiedliwy, ale na razie nic nie potrafi zrobić dobrze.Poza rozmowami telefonicznymina temat chłopców.W tym jest świetna.Cole nie odpowiedział, tylko otworzył cię\kie, dębowe drzwi do zagrody, a Charleswszedł za nim.Podał chłopakowi do potrzymania swój kubek z kawą i nachylił się, \ebyobejrzeć zabanda\owaną nogę.- Nie taka bardzo spuchnięta - stwierdził.- To smarowidło, które robisz, cuchnie jakdiabli, ale pomaga.Wcią\ uwa\am, \e powinieneś zostać weterynarzem.- Wyprostował sięszybko, znacznie prędzej ni\ Cole mógłby sobie \yczyć, i poklepał zwierzę na po\egnanie.-Nie widziałem jeszcze nikogo, kto miałby lepszą rękę do zwierząt.- Przestałyby mnie lubić, gdybym im zaczął dawać zastrzyki - powiedział Cole,rozglądając się po holu niepewnym wzrokiem.Wstrzymał oddech, kiedy w drzwiach swegopokoju zobaczył twarz Jessiki, która zdecydowała się przebiec przez korytarz, zasłaniającbiało - czerwona bluzeczką nagie piersi.Cole obrócił się szybko, zasłaniając ją przedwzrokiem Haywarda, ale przy okazji potrącił kubek z kawą, która wylała się na siano i parękropli poplamiło koszulę Charlesa.- Co, do.- zaczął, ale uspokoił się i zabrał do wycierania koszuli.- Przepraszam - powiedział Cole. - Nie szkodzi, zrobię sobie następna;.Mo\e byś tak wyprowadził naszego nowegolokatora na dłu\szej lince.Zobaczymy, jak chodzi.W Memphis widziałem go tylko przez pólgodziny w zagrodzie, bo nie miałem więcej czasu.- Spojrzał na Cole'a, który ju\ się odwra-cał, i zapytał.- Co się stało? Jesteś jakiś nieswój dzisiaj.Cole potrząsnął głową i poszedł za nim w nadziei, \e Jessice udało się szczęśliwieuciec.Za wcześnie odetchnął.- To dziwne - zauwa\ył Charles Hayward, przechodząc obok pokoju Cole/a.-Wyraznie widziałem, \e zamykałeś drzwi za sobą, kiedy wychodziłeś z tego pokoju [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl