[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzał na mnie trochę niepewnie i oświadczył, że dramat to nie jego specjalność,więc za nic nie ręczy, ale spróbuje.- A już co ty z tym zrobisz, to nie moja sprawa - dodał.- Tylko żebyś ani mnie, ani %7łyły po nazwisku nie wymieniał, bardzo cię proszę.%7ładen z nas nie lubi reklamy,uważasz.Przyrzekłem, że zachowam to w tajemnicy, upewniłem się, że %7łyła to takżeprzezwisko, i zamówiłem dwie podwójne whisky, a on z uznaniem skinął głową i zaczął: -Jak Niemcy w tych Ardenach ruszyli z kontrofensywą, wszyscy wodzowie, od naszegoKotusia poczynając, a na powietrznych marszałkach kończąc, powtarzają nam doznudzenia, że teraz każda nasza bomba musi trafić.Nowość, uważasz.Myślałby kto, żeprzedtem nie trafiały! Ale mniejsza z tym.Więc na przykład parę dni temu polecieliśmy z%7łyłą na Ranger , w pojedynkę.Na odprawie Kotuś mówi, że mamy zbombardowaćpociągi na torach węzła kolejowego Euskirchen.Nic innego, tylko Euskirchen! Nie wdawaćsię w żadne awantury po drodze, unikać walki w powietrzu i każda bomba musi trafić!No to ja mówię: Dobrze, a jak w tym Euskirchen nie będzie żadnego pociągu, to co? Tozbombardujesz stację, ma się rozumieć przede wszystkim nastawnię i tory kolejowe.Alenie bój się - mówi - pociąg będzie, i to niejeden.Tylko tam doleć, to zobaczysz, jaki tłokna niemieckich stacjach. A co bym nie miał dolecieć? Dolecę! No i polecieliśmy.Nocbyła ciemna, więc - myślę - przemkniemy się bez żadnych cudów.Ale gdzie! Już wHolandii zrobili nam taką iluminację, jak za swoich najlepszych czasów.Artyleria waliła do nas wzdłuż i w poprzek, przepisowo.Ledwie się wykręciłem.Apotem znów grzeją: z rejonu fortów, na lewo.Ale znów przeszliśmy cało i poganiamy.I comyślisz, długo nam dali spokój? Równo cztery minuty! (%7łyła liczył na stoperze.) Właśniezobaczyłem niemieckie lotnisko, oświetlone! Taki cel - jak na dłoni - i nie wolno ci gozbombardować, bo w tym cholernym Euskirchen czekają pociągi z zaopatrzeniem dlaRundstedta.No więc z żalem w sercu minąłem to lotnisko i w trzy minuty potem jużmieliśmy na karku dwa Messerschmitty.Gdyby nie te nasze bomby, moglibyśmy im poprostu zwiać, ale przy pełnym obciążeniu nie mogłem wydusić większej prędkości, więczaczęły nas dochodzić i zobaczyłem serie ich świetlnych pocisków.%7łyła się tamodszczekiwał ze swoich karabinów maszynowych, ale amunicji mieliśmy niewiele, więc ja- na dół, nad samą ziemię i uniki rozumiesz, takie z poważaniem, do sześćdziesięciustopni od kursu, żeby im się zgubić.Ale nie mogliśmy się od nich odczepić i już myślałem,że będzie z nami zle, zwłaszcza że po drodze raz po raz łapały nas reflektory.Na szczęścieoni do nas strzelali jeszcze gorzej niż %7łyła do nich i jakoś nas nie poszatkowali.Przyznamci się, że miałem ochotę zwolnić bomby, żeby w końcu odsądzić się od nich na przyzwoitąodległość.Nie lubię, psiakrew, jak kto do mnie z tyłu strzela po nocy.Wymiary mamtakie, że łatwo trafić, uważasz, a mój stary zawsze mnie pouczał, że krew za ojczyznęprzelewać trzeba, ale najlepiej nieprzyjacielską, nie swoją.Dwadzieścia minut nas takgonili, a jak już myślałem, żeśmy się im urwali, to się okazało, że nad Euskirchen przyszliza nami.No, ale tymczasem zobaczyłem tam rzeczywiście cale stado pociągów iparowozy pod parą, więc zawróciłem, żeby wycyrklować na środek.Trzeba było trochęwyżej, rozumiesz, żeby mi się seria bomb ładnie ułożyła.Nabraliśmy wysokości, ustaliłemsobie kurs bojowy, a %7łyła się drze: Krzysztof, rany Boga, za ogon nam te Messerschmittywchodzą! Sam widzę, że wchodzą, bo smuga pocisków idzie bokiem, coraz bliżej, ale -myślę sobie - niech się dzieje co chce, jak już są tutaj, to drugi raz tak dobrze nieprzypasuję, więc mówię do niego: Mów pacierz za konających i grzejem dalej prosto.Aadnie się przymierzyłem, równiutko i - bomby! Zaraz mi ulżyło, ale w tej chwili jedenz tych Messerów oświetlił nas reflektorem, a drugi po nas, i to chyba jakimiś pociskamirakietowymi! Jak zobaczyłem, że to paskudztwo śmiga coraz bliżej nas, jak nie zawinęmaszyną w bok! %7łyłę to aż wymiotło z siedzenia.Naturalnie zaraz chciałem stamtądodskoczyć, ale on się pozbierał w tej swojej kabinie i mówi, że trzeba zobaczyć, jakiewrażenie nasza wizyta na tej stacji zrobiła. Wykończą nas , mówię.A on powiada, że jakja go w tym zakręcie nie wykończyłem, to ju# go nikt nie wykończy.No, niech będzie:zawróciliśmy, ja się patrzę, a tam w dole wagony tylko podskakują od wybuchów,fajerwerki lecą na wszystkie strony i pali się jak cholera.Widno było jak w dzień, mówięci! No to już całkiem lekko mi się zrobiło na sercu, a maszynie pod skrzydłami, ale prędkogazu dodałem, bo się tam jeszcze te dwa myśliwce pętały, i powożę naszym Moskitemwzdłuż tego toru, na północny zachód, aż do Dureń, tak jak nam na odprawie kazali.Myśliwców nie widać, bo teraz prędkość mamy jak się należy, koło czterystu mil, idookoła spokój.Dopiero za Dureń wyskoczyliśmy nad silnie broniony rejon: z dalekazobaczyłem na lewo reflektory i gęsty flak opl.To brytyjskie ciężkie bombowce rąbały cośtam nad granicą belgijską.No, nie moja sprawa, więc chciałem ominąć tę drakę, alewidzę, że reflektory złapały jednego Lancastera w stożek i chyba cała niemiecka artyleriasię nim opiekuje: lada chwila go zestrzelą.No to mi się żal zrobiło i mówię do %7łyły: Podejdziemy tam nisko i damy im szpryca z działek.Jemu dwa razy takiej propozycji nietrzeba powtarzać.Przypikowałem i seria! Jeden reflektor zgasł od razu, a obsługa przydwóch następnych widocznie się zdenerwowała, bo zgubili tego Lancastera, no i chyba sięuratował.Po tym dobrym uczynku zostało nam bardzo niewiele amunicji, więc wziąłemkurs prosto do bazy, koło północy przelecieliśmy nad brzegiem, dostałem jeden i drugi fix,i już rzeczywiście bez żadnych cudów dociągnęliśmy do lotniska.Widzisz, nie bardzo towszystko dramatyczne, ale bądz co bądz urozmaicenie było.Wiosną i latem roku 1944 Dywizjon 300 poniósł tak ciężkie straty (stu dziesięciuzabitych, nie licząc zaginionych i wziętych do niewoli), że trzeba było uzupełnić jego stanzałogami brytyjskimi, tym bardziej iż część załóg polskich przerzucono do Dywizjonu 301,który z Włoch niósł pomoc walczącej Warszawie.Ale od końca września sytuacja siępoprawiła, Mazowiecki ma znów pełną obsadę polską i jego Lancastery biorą żywyudział w bombardowaniu Niemiec.Tylko zimowa kapryśna pogoda często daje się weznaki naszym (i nie tylko naszym) bombowcom.Czekam na ich powrót z zadania w mglistą, zimną noc i już się trochę niepokoję wraz zziemną obsługą startu, którą dyryguje niejaki Tomcio Paluch , znakomity specjalista wtej dziedzinie.- Powinni tu być najdalej za dziesięć minut - mówi.- Chodzmy do karawanu. Karawan nie jest środkiem lokomocji dla nieboszczyków, tylko ruchomymurządzeniem lotniskowym, wyposażonym w środki sygnalizacji i łączności z załogamipodczas ich startów i lądowań.Jest to buda na czterech kołach pomalowana w białe iczarne ukośne pasy, żeby ją było z daleka widać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- Janusz Aleksandra Dom Wschodzacego Slonca 001 Miasto magow
- Janusz Tazbir Polacy na Kremlu i inne historyje (2005)
- Wiœniewski Janusz L. Samotnoœć w Sieci Tryptyk
- Janusz Leon Wiœniewski Samotnoœć w sieci
- Wiœniewski Janusz Leon Stany napięć
- Januszewska Krystyna Niebo ma kolor zielony
- Kutta Janusz Pamiętnik Mikołaja II
- Wróblewski Janusz Reżyserzy
- Cabrera Infante, Guillermo La Habana para un infante difunto
- Układ ze Âśmiercią Zofia Kaczorowska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- rozszczep.opx.pl