[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Major Petersen?- Tak.Miło mi pana poznać, komendancie.- No tak, tak.Có\.- odchrząknął właśnie otrzymałem rozkaz zatrzymania.- Ciii! Petersen przyło\ył palec do ust i ściszył głos.Jesteśmy sami? zapytał.- Tak.- Na pewno?- Na pewno.- W takim razie rączki do góry.- Przepraszam bardzo, muszę zobaczyć te drzwi.Carlos odepchnął się z krzesłem od stołu i wstał.- To znaczy, \e jeszcze ich nie widziałeś? - zdziwiła się Lorraine.- Nie.Skoro Peter twierdzi, \e je zaspawał, to je zaspawał.Skłonny jestem przypuszczać, \e wszystkiezaspawane drzwi są do siebie podobne.Ludzka ciekawość, nic więcej.Nie minęły dwie minuty, gdy był ju\ z powrotem.- Nic nadzwyczajnego, to tylko zaspawane drzwi.śeby je otworzyć, konieczny jest palnikacetylenowy.Wysłałem Pietro na brzeg, ma czegoś takiego poszukać.Wątpię, czy znajdzie.Mieliśmy palnik, tyle \e Peter wyrzucił go za burtę.- Nie martwi cię to zanadto - stwierdziła Lorraine.- Nie zamartwiam się drobiazgami.- A je\eli nie uda ci się ach stamtąd wydostać?- Będą musieli tkwić w kajucie a\ dobijemy do Termoli.W Termoli znajdzie się wszystko, co trzeba.- Mo\e się coś zdarzyć po drodze, kuter mo\e zatonąć, zanim dopłyniecie do portu.Myślałeś o tym?- Tak.Byłoby mi przykro.- Nareszcie! Nareszcie odrobina współczucia! - Byłoby mi przykro, bo z\yłem się z tą łajbą i nieścierpiałbym myśli, \e stała się grobem łajdaka - miał lodowaty głos i spojrzenie.- Odrobina współczucia? Współczucia dla tego szubrawca? Dla tego zbrodniarza, najemnego mordercyi truciciela, który w podró\ zabiera strzykawki i ampułki z trucizną? Chcesz, \ebym współczułpsychopacie, który z rozkoszą wbiłby igłę w ciebie czy Sarinę, a potem skręcałby się ze śmiechuwidząc, jak zwijacie się z bólu? Peter darował mu \ycie, ja \ałuję, \e go nie zabił.Odrobinawspółczucia! - Odwrócił się i wyszedł.- No i zdenerwowałaś go - zaczął Giacomo.- Dziamgulisz i dziamgolisz bez umiaru.Ludzie, to jestPeter i Carlos, przeprowadzają dochodzenie, usądzają i wydają wyrok, a ty w ogóle nie masz pojęcia,co pleciesz.- Nie miałam niczego takiego na myśli.Wydawała się zaskoczona.- Nie chodzi o to, co masz na myśli, tylko co mówisz.Mogłabyś nieco powściągać język.Giacomowstał i te\ wyszedł.Lorraine wpatrywała się w puste drzwi kompletnie załamana.Dwie du\e łzy spływały wolno pojej twarzy.Sarina objęła ją ramieniem.- No, nie martw się ju\, ju\ dobrze.Oni tego nie rozumieją.Ja cię rozumiem - zapewniała zgnębionąLorraine.Dziesięć minut pózniej zjawił się Peter i jego towarzysze; Petersen siedział za kierownicąwiekowej, cywilnej cię\arówki.Wóz miał brezentowy dach i klapy do zasłaniania tyłu te\ z brezentu.Petersen zeskoczył ze stopnia szoferki i przyjrzał się zgromadzonej na pokładzie piątce.Stali tamwszyscy: Carlos, Giacomo, Lorraine i Michael z Sariną; von Karajanowie ju\ z plecakami inadajnikami, gotowi do drogi.- Mo\emy jechać w ka\dej chwili - oznajmił Petersen; był w doskonałym humorze.- Wejdziemy tylkopo swoje manatki.- Nie ma potrzeby.Du\y i mały Pietro niosą ju\ wasze baga\e.- A broń?- Nie dopuściłbym do tego, byście się czuli jak bez ubrania - zapewnił Carlos.- Jak poszło?- Nadspodziewanie dobrze: przyjacielscy, chętni do współpracy, no i pomocni.- Wyjął dwie kartki.-Przepustka wojskowa i zezwolenie na prowadzenie wozu.Co prawda tylko do Metković, ale zawszeto kawałek dalej.Oba dokumenty podpisane przez samego majora Massamo.Czy damy zechcą mitowarzyszyć z przodu? Z przodu jest du\o wygodniej, poza tym szoferka jest ogrzewana, a skrzynianie.- Dziękuję - odparła Lorraine.- Wolałabym jednak siedzieć z tyłu.- O nie, nic z tego - zaprotestowała Sarina.- Nie będę się sama u\erać z tą chodzącą inkwizycją.-Wzięła Lorraine pod ramię i coś jej naszeptała do ucha.Peter cierpliwie wzniósł oczy do nieba.Lorraine najpierw energicznie potrząsnęła głową, pózniej jednak kiwnęła na znak zgody.Uścisnęli sobie ręce z Carlosem.Dziękowali mu i \egnali się.Tylko Lorraine stała bez słowa, zoczami wbitymi w nabrze\e.Carlos spojrzał na nią niecierpliwie i rzekł:- No dobrze.Ty zdenerwowałaś mnie, a ja, zapominając, \e powinienem był zachowywać się jak oficeri d\entelmen, zdenerwowałem ciebie.- Objął ją ramieniem, przytulił i pocałował - niezupełnieprzelotnie - w policzek.- To na przeprosiny i na do widzenia.Petersen uruchomił silnik i cię\arówka ruszyła.Podstarzały stra\nik nie wykazał zainteresowaniaprzepustkami.Machnął ręką dając im do zrozumienia, by jechali dalej - najpewniej nie chciałrozstawać się ze swoją budką i koksownikiem.Petersen spojrzał w prawo na Lorraine siedzącą nakrawędzi fotela.Lorraine wpatrywała się nieruchomo przed siebie i twarz miała zalaną łzami.Petersenzmarszczył brwi, nachylił się nad kierownicą, wychylił w prawo, ale mało delikatna sójka w boknatychmiast przywołała go do porządku.Sarina te\ zmarszczyła brwi i ledwo dostrzegalnie pokręciłagłową.Zerknął na nią pytająco, ale na widok jej lodowatych oczu cofnął się i skupił na prowadzeniu.W tyle cię\arówki natomiast, niezle ju\ podtruty cygarami George'a, Giacomo wcią\ gapił się wspore, nakryte brezentem wybrzuszenie przy szoferce.Wreszcie poklepał George'a po ramieniu.- George?- Co tam?- Widziałeś kiedyś, \eby brezent ruszał się sam z siebie?- No.Chyba nie.- A ja właśnie widzę.George spojrzał tam, gdzie wskazywał palec Giacomo.- Ach to! Rozumiem.O Chryste! Mam nadzieję, \e nie duszą się tam w środku! - Szarpnął brezenti odsłonił trzech le\ących na boku mę\czyzn dobrze związanych w nadgarstkach i kostkach orazniezwykle solidnie zakneblowanych.- Nie, wcale się nie duszą, zaczynają się tylko niecierpliwić.Wewnątrz cię\arówki panował półmrok, ale Giacomo bez trudu rozpoznał staruszka i jegobardzo młodego kolegę, którzy rankiem przyszli po Petersena, George'a i Alexa.- Kim jest ten trzeci? - zapytał.- O, to jest major Massamo, komendant, ściślej mówiąc - jeśli się nie mylę - zastępca komendantaportu.- Kim oni są? Co tu robią? Dlaczego są skrępowani? - dopytywał się bez szczególnego zainteresowaniaMichael, siedzący naprzeciwko z Alexem.Jego głos brzmiał głucho, jak przystało na człowieka,który wcią\ jeszcze nie doszedł do siebie po wstrząsie.Były to zresztą pierwsze tego dnia słowaMichaela.Niedogodności morskiej podró\y i szarpiące nerwy prze\ycia wytrąciły go z równowagi dotego stopnia, \e nie zdołał nawet zwalczyć śniadania.- Komendant garnizonu i jego dwaj \ołnierze - objaśnił George.- Są z nami, bo przecie\ nie mogliśmyich zostawić.Wszczęliby alarm natychmiast po naszym wyjściu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pokrewne
- Strona pocz±tkowa
- MacLean Sarah Zasady łajdaków 03 Nauczka dla księcia
- 1984 Alistair MacLean San Andreas
- Zlote rendez vous Alistair MacLean
- Rzeka Âœmierci Alistair MacLean
- Golon Anne & Golon Serge Angelika 05 Bunt Angeliki
- Robert Ludlum Zew Halidonu
- Jeffery Deaver Rozbite okno (Lincoln Rhyme 08)
- Ingulstad Fr
- Austen Jane Duma i uprzedzenie
- Warren Murphy Destroyer 121 A Pound of Prevention
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- diakoniaslowa.pev.pl