[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na Sa​int-Do​-min​gue jej stan szyb​ko się po​gor​szył.Wkrót​ce po​now​nie za​szła w cią​żę, po​wtó​rzył się dra​mat utra​ty dziec​ka i dzię​ki za​bie​gom Tan​te Rose ko​lej​ny raz unik​nę​ła śmier​ci.W krót​kich okre​sach, kie​dy wy​da​wa​ło się, że za​bu​rze​nia Eu​ge​nii ustę​pu​ją, w re​zy​den​cji pana od​dy​-cha​no z ulgą i na​wet nie​wol​ni​cy na plan​ta​cjach trzci​ny, któ​rzy wi​dy​wa​li ją tyl​ko z da​le​ka, gdy wy​cho​-dzi​ła na dwór owi​nię​ta w swo​ją mo​ski​tie​rę, czu​li tę po​pra​wę.„Na​dal je​stem ład​na?”, py​ta​ła Tété, do​ty​-ka​jąc cia​ła, któ​re stra​ci​ło całą swą zmy​sło​wość.„Tak, bar​dzo ład​na”, za​pew​nia​ła ją dziew​czy​na, ale nieda​wa​ła pani przej​rzeć się w we​nec​kim lu​strze w sa​lo​nie, do​pó​ki jej nie wy​ką​pa​ła, nie umy​ła wło​sów, nie ubra​ła w jed​ną z wy​twor​nych, choć nie​mod​nych suk​ni i nie uma​lo​wa​ła po​licz​ków kar​mi​nem, a po​-wiek wę​glem.„Za​mknij tyl​ne drzwi i pod​pal li​ście ty​to​niu, żeby wy​pło​szyć owa​dy.Zjem ko​la​cję l mę​-żem”, na​ka​zy​wa​ła jej oży​wio​na Eu​ge​nia.Tak wy​stro​jo​na, chwiej​nym kro​kiem, z sze​ro​ko otwar​ty​mi ocza​mi i rę​ka​mi drżą​cy​mi od opium, po​ja​wia​ła się w ja​dal​ni, gdzie jej noga nie po​sta​ła od ty​go​dni, Val​-mo​ra​in wi​tał ją z za​sko​cze​niem po​łą​czo​nym z nie​uf​no​ścią, bo te spo​ra​dycz​ne po​jed​na​nia mia​ły to do sie​bie, że ni​g​dy nie było wia​do​mo, jak się skoń​czą.Przy​kro​ści do​zna​ne w mał​żeń​stwie spra​wia​ły, że wo​lał od​su​wać ją na bok, jak​by ta odzia​na na co dzień w szma​ty zja​wa nie mia​ła z nim nic wspól​ne​go.Jed​nak kie​dy od​święt​nie ubra​na Eu​ge​nia po​ja​wia​ła się w cie​płym świe​tle kan​de​la​brów, na kil​ka chwil wstę​po​wa​ła w nie​go na​dzie​ja.Już jej nie ko​chał, ale była jego żoną i mu​sie​li zo​stać ra​zem aż do śmier​-ci.Te prze​bły​ski nor​mal​no​ści zwy​kle wio​dły ich do łóż​ka, gdzie on ni​czym wy​głod​nia​ły’ ma​ry​narz rzu​-cał się na nią bez zbęd​nych wstę​pów.Uści​ski nie były w sta​nie ich po​łą​czyć ani spro​wa​dzić Eu​ge​nii z po​wro​tem na dro​gę roz​sąd​ku, ale cza​sem ozna​cza​ły ko​lej​ną cią​żę i tak po​wta​rzał się cykl na​dziei i roz​-cza​ro​wa​nia.W czerw​cu tego roku oka​za​ło się, że zno​wu jest brze​mien​na, i nikt, a już naj​mniej ona, nie od​wa​żył się świę​to​wać tej no​wi​ny.Traf chciał, że tej sa​mej nocy, któ​rej Tan​te Rose po​twier​dzi​ła jej stan, od​by​ła się ca​len​da; Eu​ge​nia na​bra​ła prze​ko​na​nia, że bęb​ny ogła​sza​ją po​czę​cie po​two​ra.Stwo​rze​-nie w jej brzu​chu zo​sta​ło prze​klę​te przez vo​dou, było dziec​kiem zom​bi, ży​wym tru​pem.Nie da​wa​ła się w ża​den spo​sób uspo​ko​ić, a jej uro​je​nia były tak sil​ne, że za​ra​zi​ła nimi Tété.„A je​śli to praw​da?”, za​py​-ta​ła, roz​trzę​sio​na, w roz​mo​wie z Tan​te Rose.Uzdro​wi​ciel​ka za​pew​ni​ła ją, że nikt ni​g​dy nie spło​dziłzom​bi, że trze​ba by go ro​bić ze świe​że​go tru​pa, co wca​le nie jest ta​kie pro​ste, i za​pro​po​no​wa​ła, że od​-pra​wi ob​rzę​dy le​czą​ce cho​ro​bę wy​obraź​ni, na któ​rą cier​pi pani.Za​cze​ka​ły, aż Val​mo​ra​in wy​je​dzie.Tan​-te Rose przy​stą​pi​ła do od​czy​nia​nia rze​ko​mej czar​nej ma​gii bęb​nów za po​mo​cą skom​pli​ko​wa​nych ry​tu​-ałów i za​klęć ma​ją​cych prze​mie​nić ma​łe​go zom​bi w nor​mal​ne dziec​ko.„Skąd bę​dzie​my wie​dzia​ły, że za​dzia​ła​ło?”, za​py​ta​ła na koń​cu Eu​ge​nia.Tan​te Rose po​da​ła jej do wy​pi​cia wy​war z ziół wy​wo​łu​ją​cych mdło​ści i po​wie​dzia​ła, że je​śli wy​si​ka się na nie​bie​sko, to wszyst​ko po​szło do​brze.Na​stęp​ne​go dnia Tété wy​nio​sła noc​nik z nie​bie​skim pły​nem, co tyl​ko po​ło​wicz​nie uspo​ko​iło Eu​ge​nię, uzna​ła bo​wiem, że wrzu​ci​li coś do środ​ka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl