[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak, słucham - powiedziała mechanicznie.- Cześć, tu Jacek.Jesteś już po pracy?- W zasadzie tak.- A co to znaczy w zasadzie? - zainteresował się.- Ze mam masę pracy, której dzisiaj i tak nie skończę.- No to zmykaj stamtąd, dziewczyno.Czekam na dole - rozłączył się.Zadowolony oparł się o samochód.Nie dał jej szansy, żeby go spławiła.Teraz musi siępostarać, żeby miło spędzić wieczór.Po kilku minutach Beata pojawiła się na chodniku. - Szybko - zauważył z podziwem.- Myślałem, że przyjdzie mi tu czekać i marznąć.-Wziął aktówkę z cegłami i wrzucił do bagażnika.- Idziemy najpierw coś zjeść? A potemna zakupy?- OK.- Beata wzruszyła ramionami.- Właśnie uświadomiłam sobie, że nie mamprezentu.- Nie szkodzi.- Nadstawił policzek do całusa.- Możemy załatwić to inaczej.- Wariat.- Parsknęła śmiechem.- Muszę kupić prezent dla siostry.- Wiem.- Pociągnął ją w dół ulicy.- Ale wyszłaś z taką grobową miną, że postanowiłemzaryzykować i cię rozweselić.- Udało ci się.- Szli szybkim krokiem.- Zmierzamy konkretnie czy gdziekolwiek?- Konkretnie i już jesteśmy.- Weszli do gwarnej egipskiej restauracji.Beata lubiła tuprzychodzić.- Ulka mówiła, że lubisz tutejsze jedzenie, a ja, muszę przyznać, nieznam połowy miasta, tak wszystko się pozmieniało.Jak w pracy?- Interesuje cię to? - spytała, przeglądając przyniesione przez kelnera menu.- Au! - skrzywił się boleśnie.- Za co?- Za nic.Nie mam ochoty rozmawiać o pracy.- OK.To może.- Zamyślił się.- Sam nie wiem, może.- Przestań się ze mną obchodzić jak ze śmierdzącym jajkiem.Nic mi nie będzie.Możemyrozmawiać o mojej rodzinie.I tak będziemy tam za dwa dni.- Jesteś pewna? - Spojrzał z troską.- Nie chciałem się narzucać.Człowiek czasami pewnesprawy musi ułożyć sobie sam.- Owszem - przytaknęła cicho.- Dzwoniłam do nich.Mam kompletny mętlik w głowie.- Pokłóciliście się?- Nie.Wręcz przeciwnie.Mama była równie obojętna i bezosobowa jak zawsze,przynajmniej w stosunku do mnie.Chodzi o to, co mówiła.Jak to wszyscy się cieszą.Trudno w to uwierzyć.Nie wiem, co o tym myśleć.- Wzruszyła ramionami.- Nawetzapytała, czy przyjadę z tym miłym chłopcem co ostatnio.- Wiesz, czytałem o ludziach, którzy przeżyli coś strasznego.Wypadek, tragedię wrodzinie, chorobę.- Jacek przerwał na chwilę, by mogli złożyć zamówienie, po czymkontynuował.- I zmieniali się.- Urwał, nie wiedząc właściwie, co dalej chcepowiedzieć.- Chodzi ci o to - Beata podchwyciła myśl - że może matka albo ojciec zachorowali naraka i poczuli wyrzuty sumienia, i postanowili się zmienić.- Coś w tym stylu.- Wątpię.- Potrząsnęła przecząco głową.- Oni się nie zmienili, tylko się zachowują, jakbynic się nie stało.Jakbyśmy widzieli się wczoraj na podwieczorku.Ale -westchnęła -sama nie wiem, co myśleć.Zawsze byli tacy chłodni i wyniośli.Nie podnosili głosu, niekrzyczeli, zawsze taka lodowata uprzejmość.Wczoraj przeżyłam szok, aleparadoksalnie myślałam, że to wszystko już wyjaśnia.Dzisiaj nawet pomyślałam, żeczuję się wolna.Od poczucia winy - wytłumaczyła, widząc pytający wyraz twarzy Jacka.- I ten telefon znów wszystko wywrócił do góry nogami.Przyszło mi do głowy, żemoże mam jakieś urojenia.- Nie sądzę - przerwał jej Jacek.- Dlaczego?- Z tego, co wiem o tobie od siostry, od rodziców, co sam zauważyłem oraz dodając dotego fakty odkryte przez detektywa, to nie masz urojeń.Ciężko pracowałaś, żebyutrzymać się na studiach, a nie masz pretensji do majętnych rodziców, że cię odcięli odgotówki.No i - uśmiechnął się - moi rodzice cię uwielbiają, więc jak dla mnie wszystkojasne.- Dzięki.- Po dłuższej chwili odezwała się Beata.-Jednak mnie to zaczyna przerastać.-Westchnęła.- Spokojnie, dziewczyno, nikt nie mówi, że to będzie proste.Ale nie jesteś sama.-Pogładził ją po dłoni.Beata wolno cofnęła rękę.Wiedziała, że Jacek chciał ją pocieszyć, ale wyobrazniapodpowiadała jej co innego.Najpierw jednak musiała uporać się ze sobą, zanim zaczniemyśleć o innych sprawach.- To co? Idziemy?- Dokąd? - Ocknęła się z zamyślenia.Jacek popatrzył rozbawiony.- Po garnitur.Nie chciałbym ci narobić wstydu przed rodziną.A z pustymi rękamichyba też się nie wybierasz?- Właśnie.- Beata wyprostowała się gwałtownie.-Przecież nie możesz narażać się nakoszty z mojego powodu.Mam propozycję.- Lepiej już nie kończ.- Jacek przywołał kelnera.-Chyba że chcesz mnie obrazić.- Nie zamierzałam cię urazić, ale to nie jest wydatek kilkunastu złotych, tylko kilkuset.- Wiem.- Jacek podał kartę płatniczą kelnerowi.- Ale te zakupy to wyższa koniecznośćniezwiązana ze ślubem.A jeśli już, to tylko w ten sposób, że przyśpieszyła decyzję.Jestem w trakcie dopełniania formalności związanych z własnym biznesem.- A co zamierzasz otworzyć? Remizę strażacką?- Nie, agencję matrymonialną - odparował.- A trudnych klientów będę umawiał z tobą.Zmienią orientację seksualną i poszukają sobie innej agencji.- Touche! - parsknęła śmiechem, podnosząc dłonie w pojednawczym geście.- Należałomi się.- Wolę, jak jesteś złośliwa i szczęśliwa niż zgodna i przybita.- Jacek pomógł jej włożyćpłaszcz.- Zamierzam wejść na rynek ze sprzętem elektronicznym, komputery i.- To na pewno jest bardzo interesujące - przerwała - ale wystarczy mi, że użyłeś słowakomputery.Dalsze tłumaczenie mija się z celem.Uśmiechnął się.- Brawo! Dziewczyna, która nie udaje, że bardzo interesuje ją sprzęt, o którym nie mazielonego pojęcia.Roześmiała się. - Wybacz, jeśli cię uraziłam, ale spotykałam się z facetem, który był fanem piłki nożnej.Pewnego dnia odkryłam, że kark mi sztywnieje od ciągłego potakiwania, a od wzrokupełnego uwielbienia zaczęłam dostawać zeza.To był koniec naszego związku.- Nie będę kłamał, że mi przykro.Dokąd idziemy?- Proponuję jakieś najbliższe centrum handlowe.Zawsze jest tam do wyboruprzynajmniej kilka sklepów z męską elegancką odzieżą.Jacek, na pewno potrzebujeszgarnituru? To nie jest wymówka? - Popatrzyła na niego badawczo.- Skąd, muszę wyglądać jak elegancki i odpowiedzialny człowiek biznesu.- W sklepie komputerowym?- A kto ci powiedział, dziewczyno, że to będzie zwykły sklep? Kumpel w Stanachopatentował nowy typ inteligentnego komputera: wybacz ogólniki, ale jak wdam się wszczegóły, to uciekniesz z krzykiem, a nie ukrywam, że liczyłem na kilka dni wiejskiegopowietrza i.- Przestań błaznować.Jednak cię uraziłam.- Spokojnie, dziewczyno! W każdym razie zajmę się importem, a że jest to sprzętspecjalistyczny, to klientami będą w większości firmy.- Wygląda to na spore przedsięwzięcie.- Otoczył ich gwar, gdy weszli do centrum.- Tobędzie jakaś spółka?- Tak.Chcemy, żeby była to spółka akcyjna.- A lokal?- W trakcie remontu.- Roześmiał się.-I zanim zadasz następne pytanie: tak, mogęjechać.W niczym mi to nie przeszkodzi.- Ulka nic nie mówiła, że zaczynasz działać na taką skalę.- Bo nic nie wie, i dlatego byłbym wdzięczny za dyskrecję.Jak skończę remont - zamyśliłsię - powiedzmy za miesiąc, zaproszę ich na uroczyste otwarcie.To ma byćniespodzianka.- OK.Nikomu nie powiem.- Wiem.Ulka wciąż się żali, że wszystko musi z ciebie wyciągać siłą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • igraszki.htw.pl